napisałem długiego, chyba nawet całkiem mądrego posta, analizującego chemiczne aspekty życia. niestety poszedł w pizdu przy wciśnięciu 'podgląd'. @%$&#
niemniej przesłanie było takie, że kolega R3615 nie do końca chyba rozumie, że każdy proces zachodzący w jego ciele jest w na dobrą sprawę procesem chemicznym, bo w swej istocie chemia jest nauką o całej otaczającej nas materii, wkraczając tym samym płynnie pomiędzy fizykę i biologię. na najniższym poziomie nie różnię się niczym od klawiatury w którą teraz uderzam- oboje jesteśmy zbudowani z cząstek fundamentalnych, połaczonych podstawowymi oddziaływaniami. na tej właśnie zasadzie, idąc w coraz wyższe poziomy organizacji materii można powiedzieć, że organizmy żywe są swego rodzaju jednym wielkim układem fizyko-chemicznym, niemożliwym do odtworzenia w jakimkolwiek labolatorium, trudnym do zrozumienia i wręcz niewyobrażalnie skomplikowanym do zaprojektowania. ale nadal pozostaje to jakiś układ zależności, gdzie coś oddaje czemuś elektron, to reaguje z tamtym, w takim pH działa tak a w innym inaczej, a poprzez działanie grawitacji wie gdzie jest góra a gdzie dół. wie, bo przesyła impulsy elektryczne, na zasadzie miejscowej zmiany stężeń jonów- i nieważne czy wzdłuż neuronu, czy błony jednokomórkowca, który właśnie dowiedział się, że szykuje się obiad.
z tego prostego powodu, na swój sposób życie=maszyna, bo jest zbudowana z dokładnie tego samego zestawu klocków którymi rządzą te same prawa. wszystko teoretycznie da się rozłożyć na pojedyńcze elementy oraz z powrotem złożyć do kupy. podaj mi jeden powód dla którego, z teoretycznego punktu widzenia, jest to niemożliwe, lub też nieprawdziwe [oczywiście wedle dzisiejszej wiedzy nie da się wydzielić pojedyńczych kwarków, ale w żaden sposób nie zmienia to sensu wypowiedzi]. dostałbyś chyba teologicznego nobla, za udowodnienie istnienia boskiego pierwiastka w życiu.
używam często słowa teoretycznie, bo w praktyce nikt tego nie dokona, z przyczyn oczywistych. poza wymaganym sprzetem i wiedzą, potrzebaby niewyobrażalnej ilości energii. ale od czego jest wyobraźnia
wyobraź sobie całkiem rzeczywista scenę- strzelasz protonem w jakiś atom, czary mary i dostajesz zupełnie nowy pierwiastek o innych właściwościach. albo jeden rozpada się na dwa zupełnie inne. od liczby i typu budujących kloców zalezy, czy mamy atom węgla czy rtęci. proton i neutron różni jeden odmienny kwark, dlatego w pewnej przemianie jeden może przechodzić w drugi. cały otaczający nas świat jest cholerne wzgledny.
wszeliśmy w chemię, ale przez to można sobie zacząć zadawać pytanie, czym naprawdę różnimy się od wszystkiego innego co nas otacza, skoro w pewien sposób, nie różnimy się w ogóle. czy jakakolwiek definicja życia jest w tych warunkach wystarczająca i pełna?
"ładne klocki, co?"
zmartwychwstawanie to chyba nie to forum.
przy odpowiedniej definicji i plazmid bedzie życiem, choć kontrowersyjnym. dlatego bez definicji, na której można się jednoznacznie oprzeć, cała rozmowa w gruncie rzeczy nie ma celu