We wczorajszej "Gazecie Wyborczej" artykuł Marcina Zwierzchowskiego o studiu Sound Tropez i kulisach nagrywania audiobooków na podstawie "Żywych trupów", "Conana" i "Thorgala". A w nim: "[...] realizacja wymaga jednak swobodnego podejścia do materiału źródłowego, co tłumaczy wybór komiksu, a nie książki, gdzie olbrzymia ilość szczegółowych informacji krępuje, a to, co słyszymy, stanowi przełożenie tekstu na dźwięki w skali 1:1. Z historiami obrazkowymi, więcej sugerującymi niż pokazującymi, jest inaczej". Hmm, w tym momencie przypomniało mi się, co powiedział Nicolas Presl o lekturze komiksów, a mianowicie, że ludzie czytają je zdecydowanie za szybko.
A potem Zwierzchowski pisze jeszcze o "Thorgalu": "Pod względem literackim adaptacja autorstwa Grzegorza Brudnika przewyższa wręcz scenariusz komiksu". Tak się zastanawiam, czy więcej literatury jest w komiksie czy w audiobooku?