Hm, całość oceniam dość pozytywnie. Szczególnie podobała mi się kreska, która była miłą odmianą po wszystkich "ślicznych i poprawnych" serii, które oglądaliśmy z Knurkiem.
Acha - tak mniej więcej w połowie doszliśmy do wniosku, że teki Japończyk to miał niebezpieczne życie, bo wszystko na niego czyhało: lisy, tanuki, karpie, wiewiórki (latające krwiożercze wiewiórki!), drzewa, konie...