W klimaciku chodziło mi o niektóre sceny w Gears, np początek kopalni - noc, ściana deszczu, błyskawice i coś przebiega w oddali.
Berserkera idzie porównać do tego niewidomego syfu w lochach w residencie (btw tego drugiego naprawdę bardziej się bałem), Corpsera do tego kurdupla, kiedy już się mutuje... btw sposób na Corspera imo maaarny, taki strasznie schematyczny, myślałem, że będzie coś ciekawszego, a nie wal-we-wrażliwy-punkt-kiedy-się-odsłoni.
No i fabularnie obie gry nienajwyższych lotów =P Aż się prosi, żeby dopracować przeszłość Marcusa, pokazać cele Locusta - byłbym zachwycony, gdyby ukazano, że wróg ma równie ważne cele dla tej wojny, co by go przedstawiało inaczej niż paskudne potwory, któe trzeba rozsmarować na ścianie.
Ale przez większość gry klimacik wojenny był rewelacyjny, w gierę się wczuwałem, uciekła z głowy myśl, że walczę z kosmiami, byłem tylko ja, mój lancer i wróg, przez to gra jest totalnie rewelacyjna =D