Zazwyczaj nie czytuję polskich komiksów. Widocznie utarł mi się w głowie jakiś głupi stereotyp na ich temat, albo po prostu nie trafiłam jeszcze na nic polskiego, co by mnie w stu procentach urzekło. Jednak po tych wszystkich superlatywach, jakie czytałam na temat Biocosmosis, postanowiłam się z nim zapoznać i akurat ostatnio trafiłam na Enone w bibliotece
Całość pożarłam dopiero za drugim podejściem, bo na początku dialogi mi zgrzytały i trąciły sztucznością, a Emnisi jakoś tak przywodzili na myśl Jedi...
Za drugim podejściem było już dużo lepiej.
Imho, szczególne brawa należą się rysownikowi i koloryście. W ogóle kolory (zgaduję, że nakładane w kompie? To kolejny subiektywny plus z mojej strony, bo nigdy nie umiałam nic porządnego zrobić w tzw. digitalu, więc to dla mnie totalny kosmos jest xD) świetnie pasują do klimatu. Dodają rysunkom efekt trójwymiarowości. Poza tym świetny jest efekt "świecenia się", czy też po prostu odbijania światła przez niektóre przedmioty lub ich części. Bardzo to mi pasuje do stylistyki s-f, nie mówiąc już o niektórych neonowych poświatach, np. planet
Po pewnym czasie wpadłam w rytm dialogów i fabuły. Niektóre kadry mają świetnie ustawiony punkt widzenia i po prostu wzdycha się nad nimi z zachwytu.
Mogę się tylko czepić, że jeszcze kilka nazwisk nie łączy mi się w głowie z konkretną osobą i często czytając musiałam kartkować w tył, żeby się skapnąć, kto jest kim. No i w rozmowach telepatycznych Emnichów w ogóle nie idzie zgadnąć kto wymawia daną kwestię. We wstawkach narracyjnych jest to fajnie zaznaczone konkretnymi symbolami, tutaj jakoś nie.
A, no i jeszcze - strasznie podoba mi sie tzw. design. Symbole na hełmach Preventorian to perełki.
Tyle na temat Enone z mojej strony. Może przeredaguje moją opinię po przeczytaniu reszty, zobaczymy.