Wracając do ideałów męskiej urody - dla mnie takim jest padre Alexander Anderson. Prawdziwy święty rycerz krzyżowy w stanie ciągłej krucjaty przeciw złu. Jego dusza jest tak ciemna, że tylko zarżnięcie legionu wampirów może go odkupić.
A co do walorów fizycznych - dwa metry wzrostu, czarny płaszcz do samej ziemi, koloratka, połyskujące okulary - która laska by się mu oparła? Ale on gardzi laskami, bo poświęcił swój los na ołtarzu walki o dobro świata.
Taki właśnie powinien być facet. Mroczny, tajemniczy, z dwoma dwumetrowymi tasakami w łapach, walka ze złem, końska dawka szaleństwa, zez rozbieżny i powinien recytować sentencje w obliczu śmierci.
Ale najbardziej podoba mi się jego uśmiech. Sam chciałbym taki mieć.