Od 5 stycznia 2006 w polskich kinach można oglądać "The Fountain" (przetłumaczony u nas jako "Źródło") Aronofsky'ego, znanego z naturalistycznego "Requiem dla Snu".
Filmu jeszcze nie oglądałem. Skądinąd czytałem komiks, który opublikowano przed premierą kinowej wersji. Zaznaczę, że komiksowe The Fountain jest wersją reżyserską (Warnerowi nie spodobała się pierwotna wersja filmu. Wytwórnia niesamowicie przeszkadzała Aronofsky'emu przy tworzeniu tego filmu. Reżyser jednak nadal wierzył w potencjał oryginalnej wersji, dlatego też powstał komiks). Ciekawa to pozycja, nie tyle traktująca o miłości, co o skutkach wynikających z życia i śmierci oraz przyswajania ich przez głównego bohatera, Thomasa. Aronofksy prowadzi ciekawą narrację, która zmienia się wraz z przejściem do innego przedziału czasowego. W dodatku scenarzysta rezygnuje w komiksie z charakterystycznego dla siebie cynizmu obserwatorskiego, zastępując go łagodnym, nawet błogim klimatem. Nie jest to wszakże komiks idealny – momentami widać niedopracowania w fabule (sfera polityczna XVI wieku).
Prawdziwa siłą tego komiksu są surrealistyczne, oddziałujące na emocje rysunki. Prace Kenta Williams są surrealistyczne niczym sny - a to miesza różne style, a to dobiera specyficzną paletę kolorów. Wreszcie przysadziste, krępe czarne linie i szara tonacja sprawiają, że komiks ten jest jedyny w swoim rodzaju pod względem rysunkowym. Gdyby nie ten aspekt, The Fountain nie byłoby niczym szczególnym. Fabularnie jest to kolejna historia scence-fiction bez znaczących fajerwerków (no, może poza scenami w szpitalu, kiedy to jest ukazana bezradność Thomasa wobec uratowania życia Izzi).
O filmie powiem więcej w następnym tygodni