"Gwidon" jest boski i każdy może go czytać, ale to jedno i półplanszówki. Ale piszemy tu o relacjach rynku PRL i aktualnego. W PRLu raczej nie wydawano zbiorów jednoplanszówek. Nasi aktualni "gwiazdorzy komiksu" nie są zaś w stanie stworzyć czegoś na miarę tamtych dzieł, bo brakuje im wyobraźni, która została wypalona, skażona telewizyjnymi serialami, prymitywnymi grami komputerowymi, debilnymi tock showami i pełnymi fajerwerków filmami bez polotu. W PRLu były tylko 2 kanały TV i może dlatego twórcy mieli czas na tworzenie czegoś "własnego", nie dublującego wyeksploatowanych pomysłów. A cenzura zmuszała do główkowania. Teraz można narysować wszystko i autorzy się już nie starają nadać temy wyrafinowanych szlifów.
A odnośnie poprzedniej odpowiedzi, to skoro o tworzeniu komiksów decydują czytelnicy swoim portfelem, to dlaczego kupują większe ilości "Kajtka i Koka", "Tytusa", czy komiksy zagraniczne, a nie np. "Overloada"? Nie pamiętam, aby ktoś w ciągu ostatnich 3 lat wydał album komiksowy, pełnometrażowy, dorównujący poziomem merytorycznym produkcjom zachodnim, więc ich wyników sprzedaży nie można porównać do komiksów "młodego pokolenia", bo nikt takich komiksów nie wydaje, bo nikt ich nie tworzy. Wyjątkiem jest "Gail", ale on dubluje dokonania innych autorów (m.in. "Gwiezdne wojny").