- Czuję się, jakbym właśnie umarł – rzekł Cholger leżąc w trawie do góry brzuchem.
- Co z Shivą? – zapytał Edwin.
- W porządku – odparła elfka. – Tylko trochę kręci mi się w głowie.
- To od wstrząsu – wyjaśnił wampir Skagerak. Jako jedyny stał. W zamyśleniu wpatrywał się gdzieś w dal. Odwrócił się powoli i przebiegł oczami po towarzyszach. Uśmiechnął się lekko i rzekł: „Dziękuję”. Zaraz potem uśmiech zbiegł z jego twarzy. Cholger zerwał się jak oparzony, inni też wstali.
- Dogger! – krzyknęli. Tylko Skagerak i Esergot milczeli, ich twarze były jednak napięte.
- Nie rozumiem... – rzekł z zakłopotaniem Cholger rozglądając się, jak gdyby spodziewał się znaleźć towarzysza gdzieś w pobliskiej trawie. Tam, gdzie leżał krasnolud zwany Dogerreyem była tylko wgnieciona trawa i dwa topory. – Owszem, zemdlał – powiedział Cholger. – Ale przecież leżał tu przez cały czas, mamrotał coś przez sen.
- Artexerium... – szepnął wampir. Edwin i Esergot spojrzeli na niego, jakby wiedząc o co chodzi/
- Co? – powiedzieli naraz Shiva i Cholger, pierwszy raz tak zgodni.
- Zaczyna się od omdlenia – rzekł Edwin.
Dlaczego ja wciąż tu jestem, myślał Dogerrey. Zaraz, jak to było. Siedziałem w karczmie, potem walczyliśmy, śniło mi się, że jestem w karczmie, a teraz znów tu jestem. Ciemno tu. Wtedy tak nie było. Tylko kiedy? Coś mi się przyśniło, przecież zawsze wieczorem chodzę do karczmy. Są tu goście, barman, kot... Zaraz, gdzie są goście? I dlaczego tu jest tak ciemno. Dlaczego na zewnątrz tak strasznie wieje? Okiennice są zamknięte. Barmanie! Barmanie! Piwa bym się napił... Nie, nie chcę piwa, nie chcę teraz piwa. Gdzie jest barman. Otworzę drzwi, wyjdę, zobaczę, co dzieje się na zewnątrz. O! Dlaczego tu tak wieje. Ale przecież nie zwiewa mi kaptura, nie targa płaszcza. Ależ tu jest trupia poświata... Przecież te drzewa były zielone... Dlaczego są czarne, nie, nie czarne, blade jak światło księżyca. Zamknę lepiej te drzwi. Gdzie moje topory? Nie ma toporów, będzie noga od stołu... albo lepiej dwie nogi od stołu. Tak, co jest lepsze od nogi od stołu/ Dwie nogi od stołu, ha, ha! Dobre, muszę to zapamiętać. Tylko dlaczego mnie to wcale nie śmieszy. Dziwnie tu. Nigdy już więcej nie przyjdę do tej karczmy. W ogóle do żadnej karczmy. Będę pił piwo w domu. Dlaczego ja właściwie nie wrócę do domu? Do domu. O, kot barmana! Ej, kocurze! Kocie. Kotku... Co ty tu robisz? Idź do domu. Z nogami od stołu od razu czuję się pewniej. Ale co to słychać z zewnątrz? Kroki?