Autor Wątek: Sesja  (Przeczytany 14363 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #60 dnia: Październik 18, 2003, 04:30:28 pm »
Ścieżka, jaka prowadziła wędrowców od samego miasta, miała się ku końcowi. Być może już dawno znikła w miękkim, spokojnym śniegu. Od początku wpatrzeni jedynie w tę nikłą nitkę ziemi przecinającą białe morze śniegu kierowali swoje kroki nie zważywszy, gdzie ich wiedzie. Nie przejmowali się tym. Mieli inne sprawy na głowie... Te, które ciągnęli ze sobą spod samych bram miasta. Czy mogli jednak nie zauważyć, iż owa nitka, ścieżka, nie jest jedyną skazą na widnokręgu? Czyż nie widzieli, iż było to jedynie korytko wytworzone przed topniejący na słońcu śnieg? Nie podobna o to posądzać tych doświadczonych wędrowców, a jednak... śnieżna pokrywa została daleko za nimi. Przed nimi rozciągała się teraz goła, szara, kamienna plaża. Tylko ten widok mógł wzbudzić drużynę z białego snu. Spojrzeli po sobie. Pytanie było znane, choć nikt go nie wypowiedział. Widzieli drogę, wiele dróg... Osioł nie wahał się wybrać za nich.
--=<AwE*RiN>=---

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #61 dnia: Październik 22, 2003, 09:37:18 pm »
Stanąwszy na granicy szarej ziemi czuli się, jak zbudzeni ze snu. Osioł nie dawał większych oznak zainteresowania niż węszenie w kamiennym usypisku. Ruszyli dalej. Przeszedłszy kilkanaście kroków znaleźli jamkę w skalnej ścianie, gdzie przycupnęli i rozpalili niewielkie, możliwie bezdymne ognisko. Nie obawiali się pościgu; gdyby chcieli, aby ich odnaleziono, staraliby się narobić dużo dymu. Ale nie chcieli. Wygnani za sprawiedliwość, która okazała się niesprawiedliwa dla ogólnie panującej w mieście niesprawiedliwości, nie szukali możliwości powrotu. Chcieli i musieli odejść, bez większej nadziei, że gdzie indziej będzie lepiej.
Ustalenie kierunku odłożyli na następny dzień, gdyż powoli zaczęło się ściemniać, a zmarznięte, skostniałe dłonie przyjemnie i rozsądnie było rozgrzać przy ogniu. Tu, wśród śniegów.
ww.pajacyk.pl

Offline Krzysztof Sarnecki

Sesja
« Odpowiedź #62 dnia: Październik 23, 2003, 09:57:46 pm »
Czy można się dołączyć??(nie chcę się wpychać jak ostatnim razem...)

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #63 dnia: Październik 24, 2003, 07:26:53 pm »
Zapraszamy Ciebie i każdego chętnego.
Im więcej osób tym lepiej, czyż nie?
Myślę, że Awerin podziela moje zdanie, prawda? :)

Pozdrawiam
ww.pajacyk.pl

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #64 dnia: Październik 24, 2003, 07:28:02 pm »
Nie wiem, o ile moje zdanie w tej sprawie jest wartościowe (pozostawiam to do ocenienia czytającym), ale myślę, że nie wiele osób czuje się w tej chwili adresatami tego pytania, a więc udzielę odpowiedzi.

Brzmi ona: "Nawet trzeba się przyłączyć."

W końcu nie bez powodu ten temat został założony na forum. Gdyby miał być tylko wesołą twórczością dwu "pracowitych" osób, to równie dobrze mógł by zostać opublikowany na stronie dla chętnych czytelników. Jednakże miejsce jakie zajmuje jasno charakteryzuje ten temat jako sesję otwartą dla wszelkich pomysłów wszelkich osób (o ile osoby te rzeczywiście pragną "dodać" coś do sesji niż od niej "odjąć"). Taka jest po krótce moja opinia.

Mam nadzieję, że zachęciłem Ciebie do udziału.  :)

Specjalnie dla ewentualnych nowo przybyłych odkładam termin mojego posta na później. Możecie być wdzięczni.  :D
--=<AwE*RiN>=---

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #65 dnia: Październik 31, 2003, 08:10:49 pm »
Wybaczcie, jeżeli napisałem mój post tak, ze można go bylo źle zrozumieć :).

Zapraszam wszystkich do pisania.

Pozdrawiam
ww.pajacyk.pl

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #66 dnia: Listopad 02, 2003, 04:43:37 pm »
Zmęczenie przyszło równie szybko, jak ciemność powoli przesączyła się przez skały wokół. Czy to senność, czy może mrok skrył sprzed oczu bohaterów wszelkie szczegóły otoczenia, oni sami nie wiedzieli. Ognisko dogasało nim ogień zdąrzył ogarnąć zbite w kupę gałązki. Czyżby nikt nie pomyślał wcześniej by wybrać się po zapasy drewna na noc? Objaw głupoty, roztargnienia, zmęczenia, lenistwa, niedoświadczenia? Znając tę oto drużynę należałoby wątpić by, którykolwiek z tych powodów mógł być rzeczywistą przyczyną. A więc co? Odpowiedzi naiwnie było by szukać w rzece myśli, jakie szumnie wypływały z głów, zapatrzonych wspólnie w ostatnie płomyki, bohaterów. Księżyc także nie chciał pomóc. Być może nie miał takiej możliwości, sktryty za nieprzychylnymi, ciemnymi jak skaliste ściany, chmurami. Natura wybijała senny rytm wieczoru, który właśnie tutaj, na skalnym pustkowiu, brzmiał wyraźnym echem. Mimowolnie widzowie tego koncertu nie mogli nie wsłuchiwać się te dźwięki. Melodia czyniła resztę. Głowy wędrowców znajdywały swoje miejsce na wcześniej przygotowanych posłaniach. Tylko osioł nie skorzystał z prawa uczestnictwa w tym wielkim koncercie natury. Nie było go przy tym. Nie mógł także usłyszeć zaskoczenia, jakie spowodował swoją nieobecnością.
- Gdzie ten przeklęty osioł?! - dało się dudniejący głos powtarzany, jak rozkaz, wśród gołych skał.
--=<AwE*RiN>=---

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #67 dnia: Listopad 08, 2003, 06:04:38 pm »
Oczy niechętnie otwierały się i przeczesywały nieprzeniknioną ścianę ciemności, bez większej nadziei na odnalezienie wśród nocy szarego kształtu osła. Wirujące płatki śniego wpadały do grotki.
Jeden z ludzi, raczej stary, z siwą brodą, powstał i wyjrzał na zewnątrz. Mruknął coś pod nosem i cofnął głowę.
 - I tak go teraz nie znajdziemy, a wyjście mogłoby się skończyć bardzo niedobrze w takim terenie. Musimy poczekać do świtu.
Ułożył się na posłaniu i nakrył kocem.
 - Czy wiesz gdzie jesteśmy? - zapytała leżąca w kącie postać. - I czy domyślasz się, co mogło stać się z tym biednym zwierzakiem?  
 - Nie. Ale miej nadzieję, możliwe, że rano znajdziemy drogę, a zapewne i osła. Przebyliśmy dziś spory kawał, teraz należy nam się odpoczynek - rzekł i silnym, dugim dmuchnięciem rozniecił tlący się ogień.
   Wszyscy ułożyli się i na powrót wsłuchali w pieśń natury skał.
   Gdzieś z daleka, ale jakby ze szczytu skały, w której ścianie wędrowcy zatrzymali się na nocleg, dobiegł ich wysoki, długi dźwięk. Nikt z nich nie wiedział, a i nie starał się zbytnio dosłyszeć, czy to rzeczywiście obcy jakiś głos, czy może dźwięk wiatru wpadającego w szczeliny skalne.
   Przewodnika i zarazem najstarszego członka drużyny naszły wspomnienia dawnych wojen. Wojował wiele, na Północy i Wschodzie. Słysząc ponawiające się długie dźwięki tylko on był przekonany, że to nie jest nocny śpiew wiatru. I wiedział na tyle dużo, aby być prawie pewnym, że nie jest to także głos wilka.
ww.pajacyk.pl

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #68 dnia: Listopad 09, 2003, 09:42:52 am »
Nie miał żadnego zamiaru dzelić się z resztą drużyny swoim doświadczeniem. Nie dlatego, że nie wierzył by mogło to cokolwiek zmienić, lecz bardziej uważając, że jemu tylko zrozumiałe dźwięki nie stanowią istotnego zagrożenia. Kiedy indziej złowieszcze tony, zaburzające wieczorne, lekkie powietrze, mogłyby wprawić go w stan gotowości, napięcia związanego z wyczuwalnym zagrożeniem. Teraz jednak jedynie mimowolne przyspieszenie w tętnie zdradzało otoczeniu, iż to, co słyszał nie było mu obojętne. Potrafił tym razem wytłumaczyć sobie to wydarzenie.
Wydają takie dźwięki tylko wtedy, kiedy wyczują pożywienie - myślał - Przeklęty osioł musiał je zwabić.  Choć może to i lepiej. Posilą się i odejdą. Muszą być już daleko. Powietrze stoi. Jesteśmy bezpieczni.
Niezauważalnym ruchem wyciągnął spod ciepłego koca rękę. Upewnił się, czy nie wzbudzi niepotrzebnego zainteresowania towarzyszy. Położył dłoń na kamiennej ścianie, która osłaniała ich od bezkresu nieba. Skała była zimna. Lecz nie to było istotne.
- Nie czuć wilgoci. To dobrze - pomyślał. - Musimy być tu bezpiecznie. Przynajmniej powinniśmy być.
Chciał, żeby byli. Skalne posągi widoczne z groty straciły od jakiegoś czasu na wyrazistości. Skryły się, lecz nie w ciemności. Jakaś gęsta poświata przykryła je miękką wartswą. Starzec znów, tym razem z większą uwagą niż poprzednio, dotknął ściany groty.
- Wilgoć? - zapytał sam siebie. - A więc jest mgła - stwierdził bez przekonania, jakby sam wątpił jeszcze w to, co widzi. - Może być źle.
Obudził tylko Merlota.
--=<AwE*RiN>=---

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #69 dnia: Listopad 17, 2003, 08:39:36 pm »
Ten siadł na posłaniu i przetarł oczy. Pytająco spojrzał na starca.
- Zdaje się, że jest mgła  - powiedział ledwie dosłyszalnym szeptem brodacz. &#8211; Zapadły straszne ciemności, nic nie widać.
- Nie budziłbyś mnie z powodu mgły &#8211; odparł podobnym szeptem Merlot. Starzec sposępniał, odrzekł po chwili:
- Pamiętasz legendę o zniszczeniu Reddonu?
Młodszy człowiek nie odpowiedział. Po chwili zerwał się i wydobył spod posłania czarną pochwę z wystającą zeń rękojeścią miecza.
- Spokojnie, one szukają pożywienia. Oblężenie Reddonu to legenda. Zresztą może się mylę?
Merlot uspokoił się nieco. Nie położył się jednak, obserwował to ciemności przez wyjściem ze schronienia, to milczącego starca. Widział, jak ten po jakimś czasie także wygrzebał coś ze swojego tobołka. Był to miecz.

Zawarli niemy układ o czuwaniu tej nocy.
ww.pajacyk.pl

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #70 dnia: Listopad 19, 2003, 07:34:14 pm »
Miękkie światło księżyca, wlewające się srebrną strugą do wnętrza groty, lśniło jedynie w oczach odwróconych ku złowieszczym skałom bohaterów oraz w klingach ich wysłużonych mieczy. Wyczekiwali. Dobrze wiedzieli, co trzeba czynić. Przyczaili się u wejścia do groty, na skraju niebieskiego światła. Nie chcieli narażać zagubionego w beztroskim śnie towarzysza, który nie mogąc zdawać sobie sprawy z zagrożenia, za miejsce spoczynku wybrał sobie wygodną niszę nieopodal początku jaskini. Reszta drużyny zbita w kupę wokół przygasłego już ogniska zdawała się być zupełnie nieobecna przy wydarzeniach tejże nocy.
Obecność czuwających nad snem towarzyszy zdradzało jedynie miarowe, spokojne, nienaturalnie rozciągnięte w czasie oddychanie. Nie musieli spoglądać na siebie wcale, wszelkie znaki także straciły na znaczeniu. Cóż mogli sobie powiedzieć?
Obaj wiedzieli, z czym mają do czynienie. Nie wiedzieli - słyszeli z ust ich dowódcy, dzień przed ową bitwą w lasach Atraghtu. Merlot i jego kompan, starzec o imieniu Olindr, służyli pod jedną chorągwią i od jednej osoby otrzymywali rozkazy. Kapitan Gent, bo o nim mowa, znał się na walce, pełnij swoje stanowisko od czasów niepamiętnych dziś pokojów. Znał wiele opowieści o walkach toczonych na wzgórzach Ferrthunu z wrogiem z dalkiej północy. Tą, którą usłyszeli ku przestrodze, pamiętnego dnia kiedy już rozłożyli obóz i zasiedli przy ognisku na polanie w lesie, pamiętali dobrze. Na tyle dobrze, iż stanęła przed nimi teraz, kiedy złowrogie dźwięki ucichły, pozostawiając tym groźniejszą ciszę.
--=<AwE*RiN>=---

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #71 dnia: Listopad 21, 2003, 09:22:12 pm »
Tymczasem księżyc wspiął się, rozjaśnił niebo i stanął prawie u zenitu. Zimny i przenikliwy wiatr ze wschodu przepędził ciemne chmury stłoczone na zachodnim niebie. Zabłysnęły gwiazdy, małe i jasne. Wpatrujący się w noc zauważyli, a może tylko wydawało im się, że ciemności jakie zdawały się wisieć nad ziemią zrzedły.
Olindr poruszył się. Merlot spojrzał na niego, potem na zewnątrz. Zdawało mu się, że gdzieś daleko, nie nazbyt jednak, widzi na tle ciemnej skały dwie lub trzy czarne postaci, rozmazane w ciemnościach. Przetarł oczy i nadal coś widział, jednak gdyby nie był uprzedzony, uznałby to za majaki.
Olindr poruszył się po raz kolejny. Merlot nie widział, jak starzec, zaciska pięść na rękojeści miecza. Po chwili starzec zwolnił uścisk, a młodszy strażnik przestał widzieć postaci.
Gdzieś nad nimi, na stoku, poruszyły się kamienie. Kilka poturlało się i wypadło znad wejścia do jaskini. Stuknęły o skalny grunt i potoczyło się gdzieś w ciemności. Olindr nie drgał, ale ściskał rękojeść. Merlot ostrożnie nachylił się i wyjrzał prze wejście. Po lewej stronie od jamy maszerowało kilka postaci, odcinających się czernią na tle ciemnego nieba. Widział ich też wprost i na prawo, zbliżali się. Cofnął głowę i spojrzał na starca. Ten patrzył na niego.
- Co najmniej piętnastu &#8211; rzekł Merlot. &#8211; Zbudzić resztę?
- Zaczekaj. Może nie będzie trzeba, może o nas nie wiedzą.
Usiedli z powrotem, uparcie wpatrując się w mrok, próbując przeniknąć jego ścianę, aby dojrzeć niebezpieczeństwo. A im dłużej go nie widzieli, tym większa nadzieja wstępowała w ich serca.  
Nagle ujrzeli ich blisko, rosłych, niebezpiecznych i wrogich. Kilku ich podeszło na kilka kroków od wejścia, całych porośniętych futrem, o długich pyskach. Widzieli ich szerokie miecze i czekany, odróżniające ich od wilków. Strażnicy wciągali i wypuszczali powietrze otwartymi ustami, starając się nie wydać najmniejszego odgłosu. W napięciu mieszała się ich nadzieja i obawa, czy żaden ze śpiących nie sprowadzi nieświadomie zguby.
Tymczasem Merlotowi przypomniało się, jak podczas obozowiska w lesie Atraghtu kładł się spać przy ogniu. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał wtedy przed zaśnięciem było: &#8222;Widzą one bardzo dobrze, także nocą.&#8221;
ww.pajacyk.pl

Offline Awerin

Sesja
« Odpowiedź #72 dnia: Listopad 23, 2003, 10:02:43 am »
Wojskowe opowieści, snute podczas długich marszów i zasłużonych odpoczynków przy ognisko, często, mimo najróżniejszych, "niewinnych" początków, schodziły na tematy poważniejsze, by zakończyć się tak samo nagle jak się zaczęły, gdy podniesione głosy rozmówców naprzykrzały się w końcu kapitanowi. Takim właśnie nieodłącznym, mocnym akcentem próżnych pogawędek były górskie wilki. To właśnie te, przez wielu uważane za mityczne, stworzenia najczęściej poruszały wyobraźnię wojownika, bo i cóż może być ciekawsze od niebezpiecznego potwora? Tylko bardziej niebezpieczny wróg, lecz nikt takiego nie wymyślił.
O górskich wilkach mówiono różnie na tyle, na ile pozwalała wyobraźnia niedoświadczonego przez życie wojownika. Opowieści o tych stworach łączyło jedno - wszystkie prześcigały się w swojej upiorności i egzotyczności, co pozostawiało słuchacza z niemożliwym zadaniem odróżnienia prawdy od imaginacji. O ile jakikolwiek fakt mógł się kryć za opisem tych walecznych zwierząt.
Wiele mówiono także o ofiarach, które padały spod mieczy górskich wilków. Zawsze jednak znajdzie się opowieść o niezwykłych przypadkach ucieczki z kręgu śmiertelnego zagrożenia. Zapomnianą historię, niespodziewanie, przypomniał swoim podopiecznym kapitan Gent - znany, z ukrócania wszelkich bzdurnych opowieści o nieistniejących, morderczych potworach. Czyżby, aż tak niepokoiła go szerzącą się wśród kompani zaraźliwa dyskusja o górskich wilkach? Czy możliwym jest, że stwory te mogły rzeczywiście wędrować wśród skał północy i zabijać nieświadomych ich istnienia wędrowników? Wiemy tylko, co powiedział sam kapitan, z godną podziwu powagą patrząc na podległych mu wojowników.
- Górskie wilki mają ważniejszą broń od żelaza i kłów. Jest to ich wzrok. Jak wiecie wychodzą tylko w nocy. Wielu z was nie dziwi także to, iż mówi się, że za sprzymierzeńca mają mgłę. To prawda, jak dziwnie by nie brzmiała. Nikt jednak, nie zdaje sobie sprawy z tego, iż widzą przez nią jak gdyby jej wcale nie było. - powiedział, po czym, dla skupienia uwagi na poprzedzające tę wypowiedź słowa, zamilkł spoglądając na księżyc. - Ertot, jedyny ocalały spośród wyprawy przez góry Hetonu, nie uciekł, gdy bezbronni towarzysze padali spod mieczy wilków. Nie zrobiłby pięciu kroków... Czekał. Zamarł... i przeżył. Pamiętajcie. - tonem dającej życiowe porady swemu dziecku matki powiedział kapitan - Widzą one bardzo dobrze, także nocą... lecz tylko to, co się porusza - dodał niespiesznie.
--=<AwE*RiN>=---

Offline darksphere

Sesja
« Odpowiedź #73 dnia: Listopad 23, 2003, 12:51:24 pm »
Wreszcie zatrzymali się. Dzisiaj rozstrzygnę ilu z nich spotka się ze swoim mrocznym bogiem. Górskie tropy bywają zwodnicze, ale udało mi się w końcu dogonić watahę...
Wilki naradzały się. Absolutna cisza nocy, powodowała uczucie wielkiego napięcia. Mgła spowolniła wilki i tutaj właśnie upatrywałem swojej szansy na zlikwidowanie jak najwiekszej ich liczby i wymknięcie sie po "załatwieniu sprawy".  Usadowiłem się na ostrej grani - wilki były jak na talerzu... Mgła zaczynała sie rwać ,nadchodziła gwałtowna zmiana pogody - która nie wróży w górach niczego dobrego...

Z morderczym jękiem pierwsza strzała przeszyła gardziel dowódcy wiklów. Wśród gór rozległo się wycie śmiertelnie rannego wroga. Zdążyłem wypuścić pięć morderczych strzał zanim pierwszy wilk skierował się w moją stronę. Niesamowicie szybkie i śmiertelnie wyczulone na ruch - pamiętam przestrogi mojego mistrza Yildigiza... Odwróciłem bezszelestnie i skoczyłem pomiędzy pocięte rozpadlinami zbocze góry. Wilki nie cofną sie dopóki nie odnajdą tego ,który ośmielił się zabić choćby jednego z nich...

Offline Biały Jeździec

Sesja
« Odpowiedź #74 dnia: Grudzień 10, 2003, 01:04:59 pm »
Merlot i Olindr nadal siedzieli z mieczami na kolanach, gdy wielkie, porośnięte długimi włosami cielsko zwaliło się pod ich stopy w rykiem. W jego gardzieli tkwiła szaropióra strzała. Wśród wilków wybuchł wrzask i zamieszanie. Czuwający widzieli, jak jeszcze kilku z nich pada. Część grupy skierowała się w stronę przeciwległych do jaskini skał. Drugi z tych, którzy zbliżyli się do jaskini, w obręczowym hełmie, zniknął.
Merlot spojrzał na Olindra, później za resztę towarzyszy, którzy wstawali obudzeni nocnymi hałasami.
- Nie poruszajcie się i nie odzywajcie - szepnął. Razem z Olindrem cofnął się i przeległ plecami do ściany jaskini, jak najdalej od wejścia.
Po chwili wilk w hełmie wrócił, przyprowadzając ze sobą towarzysza uzbrojonego w miecz, który zapewne zrabował od jakichś ludzkich podróżych, gdyż wilki górskie nie wytwarzały takiego oręża. Obydwa weszły do groty. Wędrowcy zamarli.
Wilki węszyły po jaskini, lecz nie zauważyły w ciemnościach nieruchomej drużyny.
Nagle jedne z podróżych, leżacy pod kocem, poczuł, jak wilk  z długim mieczem staje stopą na jego przedramieniu.

Bieg w takim terenie, podczas mglistej nocy, nie był łatwy. Kilka razy się pośliznąłem, nie na tyle jednak, aby upaść. Dobiegłem do końca grzbietu i skoczyłem na maleńką kotlinkę porośniętą grubym mchem. Stamtąd prowadziła pomiędzy skałami prosta droga na południowy szlak. Przed przesmykiem zatrzymałem się. Coś wzbraniało mi iść dalej. Spojrzałem w górę. Skały odcinały się czernią od nocnego nieba.
Przekroczyłem przesmyk, a wtedy usłyszałem wycie. Przed i za sobą. Nie wiedziałem co robić. Ciemne sylwetki zaczęły pokazywać się na szczycie skalnej ściany. Odwróciwszy się zauwazyłem je z tyłu. Z przodu dochodziło coraz głośniejsze wycie i pomruki. Nie miałem pojęcia, skąd się tam wzięły. Nie mogłem mieć nadzieji, że mnie nie zuważą, jeśli na mnie wpadną, a wszystko na to wskazywało, gdyż głosów było wiele, a do tego dochodziły z obydwu kierunków w wąwozie. W prawej ścianie zobaczyłem ziejący otwór. Skoczyłem weń. Biegłem długo, skręcając ostro w prawo. Zawiodły mnie umiejętności. Potknąłem się i wpadłem w jakąś ciemną dziurę w ziemi. Chyba straciłem przytomność, bo nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.
ww.pajacyk.pl

 

anything