Ale to jest normalka we wszystkich stripach.
Jasna sprawa, ale nigdy nie oczuwałem tego tak mocno jak w tym tomie "Fistaszków". Z jednej strony Schulzowi zdarza się podkreślać, jaki jest dzień tygodnia oraz przykładać wagę do związanego z tym następstwa czasu, a z drugiej strony w jakąś niedzielę zaczyna historyjkę, aby kontynuować ją w następną, przy okazji lekceważąc to, czego doświadczają bohaterowie w ciągu tygodnia, a nawet dwóch bądź trzech... Rozumiem specyfikę drukowania pasków w gazetach, ale nie zmienia to faktu, że momentami mi to zgrzyta. W końcu dla chętnego nic trudnego...
Za to ja bardzo lubię w stripach niedzielne odcinki specjalne, właśnie za to, że są inne.
Żeby nie było - ja też je lubię. Nie dlatego, że są inne, tylko dlatego, że są.