A przecież nie samymi anime człowiek żyje. Jest jeszcze muzyka. Wspierać mogę jedną czy dwie ulubione grupy, których albumy ukazują się w Polsce (np. Scootera, choć to też wysoce dyskusyjna sprawa, bo wydania zagraniczne nierzadko mają jakieś bonusy, których u nas nie uświadczysz). Ale już prawie 50 ich singli (w tym promosy wydane w dosłownie trzech egzemplarzach wyłącznie na ekskluzywny użytek największych światowych rozgłośni radiowych, rzecz absolutnie nieosiągalna dla zwykłego szarego niggera) czy ponad 20 podwójnych Thunderdome'ów musiałbym sobie sprowadzać z zagranicy. A czy to jest jedyna (i to tylko gabberowa, a przecież na tym moje zainteresowania muzyczne się nie kończą) wieloczęściowa kompilacja którą lubię? Nie - są ich setki. Czy Scooter to jedyna grupa, której słucham? Nie - także są ich setki, a twórczość większości z nich ciężko już dziś znaleźć nawet za granicą, bo to lata 70-te i 80-te. Mając dostęp, dlaczego miałbym sobie odmawiać? Podobnie z grami. Kupować stare konsole i sprowadzać na nie gry za barbarzyńskie pieniądze, podczas gdy emulatory radzą sobie świetnie, a na sieci pełno stron z ROMami do nich?
Mówiąc krótko: kto nie kombinuje, ten nie żyje, nic nie zna i nic nie ma. Takie czasy nastały, wolnego obiegu informacji i danych nie da się nijak zatrzymać. Kto tylko w imię podupadłych ideałów z niego nie korzysta, ten sam się ogranicza. Takie moje zdanie.
I co do popierania: są to są, się korzysta. Nie będzie, to się przestanie korzystać i wróci do tego co się już zachomikowało.