Głupiutka szyszka dowiedziała się od sił większych i mądrzejszych od niej, że Claymore to nie yuri, tylko zawiera wątki shojo-ai. dziwne, byłam przekonana, że jeśli sie o czymś pisze w temacie yuri, to będzie bardziej... yuri. A tutaj shojo ai są tak sladowe ilości, że prędziej Naruto jest shounen-ai. dokładnie takie same zagrywki i tu i tu ("twoje oczy są takie same jak moje, przepełnione smutkiem pustką i czym tam jeszcze", zasłanianie klatą, latające kończyny, krew, oddawanie życia za kogoś, a wątek Naruto-Iruka normalnie wypisz-wymaluj Teresa-Claire...). Myślałam, że ostro wkroczyła cenzura, pozbawiając czytelnika wydania amerykańskiego przyjemności zagłębienia sie w bardziej yuri klimaty, ale dowiedziałam sie, żę jestem jakaś nienormalna, bo cenzura dotyczy krwi i rysowania sutków (to one gdzieś nagie chodzily???), więc pewnie jestem upośledzona, nie widząc tego yuri i nie umiejąc sie wczuć ><
ostateczna ocena - całkiem sympatyczny shounen z estetycznymi panienkami (choć mogły by mieć nizsze czola i usta pozbawione tego irytującego pypcia, przez który wyglądaly jak ryby ><), wciągający i z dobrym pomysłem, choć generalnie nie przepadam za pozycjami z taką ilościa bohaterów (o, kolejne podobieństwo do Naruto ><).
PS> niech ja mam już ten net w domu, bo tęsknię za Richiem ...