Ah, Deedlith, wybacz, poprzedni post pisałam, zanim przeczytałam, że lubisz Utenę, więc za jakiekolwiek insynuacje nieświadome przepraszam
Tak, zdecydowanie oglądanie obrazków, gdzie Mustang obmacuje Edzia (albo jeszcze gorszych... Edzio obmacuje brata w jego "zbrojowej" postaci... brrr), wciskanie kitów, że Naruto i Sasuke są zakochani (do diaska, to, że ktoś jest ważny dla Ciebie NIE oznacza, że masz ochotę wskoczyć z nim do łóżka - ja bym musiała z połową dziewczyn z moich studiów sypiać!). Szczerze, to chyba tylko raz natrafiłam na mądre shunen-ai. Ja generalnie nie przepadam za historiami o miłości, wolę, żeby się bili
I to właśnie sprawia, że mogę sięgnąć po mangę Inu-Yashy. Mangę, bo anime shounenowe mnie odrzuca na kilometr, skoki trwające kilka sekund i takie tam - nie, to nie dla mnie. Przeczytać, to jest to.
Niestety, manga Inu-Yashy jest dużo gorsza od takiego na przykład Ranmy, przede wszystkim robi się schematyczna (albo Inu ma "okres", albo Kagome jest ranna albo coś ale zawsze im sie udaje), znika dowcip (brakuje mi tego "siad"). Tła są generowane komputerowo, zaczynam podejrzewać, że całość to jeden wielki random generic...
Ale pierwsze 10 tomów jest fajne