Tak jakoś mi się na włoszczyznę zebrało, bowiem łyknąłem sobie:
"Gomorrę" Roberto Saviano - dosyć przygnębiający reportaż z krainy pasty, podrabianych torebek, zbrojonego cementu i Beretty "M-9" - jak dla mnie opis rozkwitającego na nowo feudalizmu, jeno bez żadnego mydlenia oczu religią i dobrym obyczajem wasalno-senioralnym. Książkę czyta się lekko i bardzo nieprzyjemnie.
"Lamparta" Giuseppe Tomasi di Lampedusy - absolutna klasyka powieści historycznej, bez bogoojczyźnianego zadęcia oraz batalistycznej tandety, za to z galerią przepięknych postaci: książe Salina "podający łapę z uśmiechem uprzejmego kota", pułkownicy "o świadomie bohaterskich rysach", "ludzie honoru" z wypchanymi kieszeniami spodni gotowi walczyć w obronie mienia do ostatniej kropli cudzej krwi itp. Autor napisałbył jedną jedyną krótką książeczkę, od 326 do 489 razy lepszą, niż badziewne cykliszcza, jakimi obecnie wyciąga się mamonę od czytelników-naiwniaków.