Skończyłżem odświeżanie sobie "Księgi Nowego Słońca" ( Cień, Pazur, Miecz, Cytadela i Urth...) Gene Wolfe. Na Ereb, jakie to dobre nawet za trzecim razem. Ziemia - Urth pod koniec historii. Słońce gaśnie, trudno odróżnić zwierzę od człowieka, kwitnie feudalizm i lasy na księżycu a głębinowe potwory z odległych gwiazd zarządzają planetą przypominającą zdewastowany grobowiec. W tej sielankowej scenerii narrator- Severian, czeladnik Bractwa Poszukiwaczy Prawdy i Skruchy (znaczy się katowski) rusza w zwyczajową dla fantasy drogę z zaułków na tron. Po drodze zakoc**je się i odkoc**je (panny zdarzają się martwe lub sztuczne), zarabia na życie, pojedynkuje i walczy za przeróżne niezrozumiałe sprawy. Dodać trzeba, że droga jest kręta i prowadzi także wzdłuż i w poprzek czasu. Cykl ma, z mojego punktu widzenia, same zalety - dziwny niedopowiedziany świat, zgoła niebohaterski bohater który sam siebie stwarza, jego osobliwi i kłamliwi towarzysze. Od groma subtelnych nawiązań do mitologii, religii i literatury. Nastrój tajemnicy i sceny ( wieże Miasta, "uczta" rebeliantów, spotkanie z alzabo, pałac Autarchy itp.) jakie pamięta się długo po wywietrzeniu z glowy intrygi. "Księga" jest też najlepszym dowodem na to jak cwane i udane może być uruchamianie wyobrażni czytelnika za pomocą niedopowiedzeń - tutaj wyjaśnień nie podaje się na tacy, opisy są enigmatyczne a każda postać ma co najmniej trzy twarze. Po prostu klasyka, tak samo fantasy jak science fiction. Warto sobie poczytać gdy przejedzą się latające z siłą wodospadu smoki, teoretycznie mroczne elfy oraz wampiry w skórzanych kurtczynach.