Wojciech Tomasik, Ikona nowoczesności. Kolej w literaturze polskiej.Przyznam, że całej jeszcze nie pochłonąłem, ale po tych kilku rozdziałach mogę powiedzieć bez wahania, że autor to profesjonalista pierwszej wody i już same przypisy dowodzą, że z działalnością naukową miał trochę do czynienia. Porwał się na dość wyspecjalizowany temat, bo w polskiej literaturze nie dość, że prawie nic o kolei, to już zupełnie zero jak kolej widziały elity ubiegłych dwóch wieków, ale nisza została wypełniona i to w bardzo interesujący sposób. Interesujący oczywiście w tym sensie, że autor nie boi się zabawić w interdyscyplinarność wychodząc od pewnej wizji np. wypadku kolejowego w prasie polskiej, pokazując zdarzenie w różnych ujęciach, od technologicznego (jakim novum jest wielotonowa rozpędzona lokomotywa, jakie są systemy zapewniające bezpieczeństwo i komfort) do społecznego i wręcz mentalnego - wypadek kolejowy jest dla ludzi z końca XIX wieku czymś niewyobrażalnym i nielogicznym, w krótkim czasie dokonuje się straszliwa tragedia, spowodowana przez ironicznie nieznaczący szczegół, np. awarię semafora, czy drobny błąd maszynisty, zaś to co miało uprzyjemnić podróż staje się przyczyną śmierci. Ówcześni nie mają nawet odpowiedniego słowa na coś takiego, dopiero słowo "wypadek" nabiera nowego znaczenia na coś spowodowanego przez koincydencję, ślepy los.
Autor sięga do różnych źródeł; listów Sienkiewicza z Anglii i USA, twórczości Reymonta, romantyków (którzy psioczą na pauperyzację duchową podróży, gdzie nie można już samodzielnie wybierać trasy ani czasu podróży, trzeba też dostosować się do przymusowej intymności anonimowego przedziału w pociągu) nie pomijając oczywiście utworów wierszowanych. Czyta się nieźle i aż dziw bierze, że można napisać książkę w gruncie rzeczy naukową, która nie męczy przypisami, ma jasno sprecyzowaną historię do opowiedzenia i to dość przystępnym językiem, a przecież tak łatwo popaść w swojego rodzaju encyklopedyzm, gdzie może jest dużo informacji ale przeczytać się całości nie da. Może za dalekie wnioski wyciągnąłem przed końcem książki, ale nie sądzę, żeby narracja miała się gdzieś dalej wykoleić, dlatego polecam "Ikonę nowoczesności" wszystkim niespokojnym duszom, co wciąż przeskakują z jednego poletka nauki na drugi, w nadziei, że uda się je jakoś połączyć.