krolowie (a moze powinienem napisac - bogowie) dronowego pierdzenia powrocili z jakze pieknie zatytulowanym, nowym albumem. bardzo dlugo zbieralem sie do przesluchania tego epickiego tworu, robilem kilka nieudanych podejsc, w koncu hopla! udalo sie - z dzisiejszym, moge powiedziec, ze dokonalem arcy-trudnej sztuki obcowania z najnowszym dzielem sunn i to az 3 razy! to nie byle co, bo o'malley i anderson serwuja ponad 80 minut swojej "muzyki" rozbitej na 2 cd. pierwszy to dwa utwory - odpowiednio "belulrol pusztit" (16min) i "orakulum" (18:30...), na ktorych swoich niezwyklych umiejetnosci wokalnych uzyczyl prawdopodobnie znany tu kilku osobom Attila Csihar (ten typ co drze morde na wiekopomnym dziele mayhem). drugi bonus cd to utwory z trasy koncertowej polaczone w jedna dluga sciezke dzwiekowa (albo raczej maraton zdrowia) pt "helliO)))sophist" (46min
). to tyle jesli chodzi o formalnosci. co do osobistych odczuc - zarowno o'malley jak i anderson chyba upadli na pysk i oc**jali serwujac tego rodzaju gowno i gloszac, ze to sztuka kulinarna. zeby nie bylo, lubie poprzednie dokonania zespolu, zwlaszcza "black1" i kooperacje z boris, tam faktycznie mimo powszechnie panujacej monotonii daje wyczuc sie jakis ogolny koncept artystyczny, jakas gleboko ukryta mysl. niestety "oracle" (srakel) to zwykle dno, pseudoartystyczne szambo stworzone przez ludzi, ktorzy chyba za duzo nasluchali sie o swojej genialnosci i wydaje im sie, ze cokolwiek by nie nagrali zostanie przelkniete ze smakiem i zachwytem biernych sluchaczy. bo niestety sunn stworzylo sobie calkiem spore zaplecze fanowskie, nowy rodzaj betonu zbrojonego stala hartowana, ktore broni ich dokonan niczym zdziczale fanki new kids on the block. po przeczytaniu recenzji tej plyty oczekiwalem tzw. eksperymentow, ktorymi zachwycali sie recenzenci. jedyny eksperyment jaki sie ty pojawia to mlot udarowy w bodajze 6 minucie 1 utworu. serio, k**wa o co tu chodzi? pomijajac juz fakt, ze narzedzia budowlane sa obecne nie od dzisiaj we wszelkiego rodzaju anty-muzyce, wiec gdzie tu eksperymentowanie? dokladniejsze opisywanie zawartosci dzwiekowej tego albumu sobie podaruje - po pierwsze dronowe smuty bez polotu, po drugie beznadziejne szepto-pianie attili, po trzecie dronowe smuty bez polotu. totalnie dyskredytuje ten album jako obraz regresji muzycznej, sprzedazy gowna w cukierkowym opakowaniu i onanizowania sie swoja naprawde beznadziejna strona alternatywna. jesli ktos lubi sranie na klate, to jest to album dla niego, jesli ktos chce posluchac ciekawego oblicza sunn, niech siegnie po "altar", ktore stworzyli wspolnie z japonskim boris. jesli ktos lubi drony, niech smialo szuka wydawnictw earth, a jesli komus odpowiada strona noise'owa lepiej zapuscic sobie bdn, merzbow, masonne albo mz.412. zapraszam do dyskusji na temat najnowszego sunn jak i ogolnie dokonan zespolu.