Z tym, że nikt nie może udowodnić, że ją poznał, nie znaczy to jednak, iż nie ma na Świecie osoby, która nie byłaby w posiadaniu prawdy.
Problem dowiedliwości zgodności czegokolwiek z rzeczywistością jest jałowy. NIE MAMY ZIELONEGO POJĘCIA, JAKA JEST RZECZYWISTOŚĆ I JESTEŚMY WOBEC TEGO FAKTU CAŁKOWICIE BEZRADNI. Wszyscy. Absolutnie wszyscy. Ateiści i teiści.
To jak w końcu - nikt nie może udowodnić, a może być ktoś kto ją zna? Zdecyduj się na coś w końcu.
Sam ostatnim postem udowodniłeś, że prawda przez "P" jest niepoznawalna i nie do udowodnienia. Nie widzę więc powodu, by jedyna Prawda istniała.
Wilku. Udowodnić nie może nikt, to jasne. Z tego powodu jesteśmy wszyscy bezradni. Ale zakładasz pewnie istnienie wyjątków? Anomalia, wyłom w matrixie? Ale nawet tenże wyjątek nie może udowodnić, że jest w posiadaniu jedynej Prawdy. Sama jednak nieweryfikowalność nie skreśla możliwości, iż ktoś taki rzeczywiście poznał Prawdę. Może on być bardziej lub mniej przekonujący, co zależy jedynie od poziomów percepcji, wiedzy, potrzeb i dotychczasowych przekonań - ewentualnych odbiorców.
Być może nie ma powodu istnienia Prawdy, a w warunkach jakie powinny panować na Ziemi - z pewnością powód pozbawiony jest racji bytu. Jak by nie było, czy powód istnieje, czy też nie - Prawda z pewnością tak. Obojętne jest czy istnieje ktoś potrafiący ją objąć, poznać, zrozumieć - ona z pewnością istnieje. Co do tego pewnie nikt nie ma wątpliwości. Problem pojawia się dopiero w rozstrzyganiu, czy poznanie prawdy jest w ogóle dla nas zasadne. Problemem będzie także ustalenie, czy w ogóle potrzebujemy poznawać prawdę, niekoniecznie poznać ją całą, ale czy w ogóle potrzebne nam jest uchylenie przynajmiej niewielkiego rąbka tajemnicy.
W tym wypadku musielibyśmy zweryfikować nasze postawy wobec tego, co wydaje nam się, iż postrzegamy i konstruować wnioski oraz sądy na bazie efektów z którymi mamy od czynienia poprzez naszą ingerencję w to, co nazywamy rzeczywistością. Często mówimy wtedy, że coś odczuwamy - lęk, radość, smutek, rozdrażnienie i irytację, miłość, nienawiść, itd. Uważam, że właśnie poprzez emocje możemy odpowiedzieć sobie na pytanie o potrzebę kroczenia ścieżką Prawdy.
Niektórzy świadomie lub mniej świadomie, albo nieświadomie - pozytywnie odpowiadają sobie na to pytanie i próbują skonstruować jakiś system lub zaadaptowac już istniejący, wedle którego postepując uzyskują stabilizację emocjonalną. Dla jednych będzie to etyka pojmowana szeroko, pozbawiona jednak jakichkolwiek religijnych, czy nawet mistycznych poddekstów. Dla innych będzie to moralność systemów religijnych, itd., itd. Wszyscy Ci ludzie poszukują Prawdy, przyznając to, czy też nie. Czymże bowiem innego może być - dążenie do stabilizacji emocjonalanej? Czy wytrzymamy na dłuższą metę mordując, nienawidząc, gwałcąc? Od razu pojawia się dyscharmonia w systemie emocjonalnym, zarówno wśród tych, którzy obserwują taką dzialność u innych, ale także wśród tych, którzy to czynią.
Takie rodzaje ludzkich zachowań, o takim stopniu ich eskalacji nazywamy łamaniem zasad, bestialstwem, grzechem, itp. Można powiedzieć, że są to zakłócenia na podobieństwo wirusów krążących po sieci. Tak więc zdecydowana większośc ludzi w oparciu o wiedzę, ale przede wszystkim w oparciu o uczucia nie zaliczy tego rodzaju działań jako tych, które mogą być odzwierciedleniem Prawdy. Czy można więc uznać, że taka działalnośc nie istnieje? Otóż byłoby to, jak myślę, igraniem z niebezpieczeństwem. Tak więc możemy podejrzewać, że Prawda okazuje nam swoje oblicze, wciąż jest nam objawiana. Tak więc, czy uznamy zasadnym możliwość jej istnienia dla nas, czy też nie uznamy - ona, jak należy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić - wchodzi w nasze życie z buciorami, czy tego chcemy, czy nie chcemy. Filozoficznie rzecz ujmując - Prawda zdardza nam swoje oblicze i pragnie byśmy tak modelowali rzeczywistoscią, by nasze odczucia w związku z jej odbieraniem były stabilne, wyważone, czyli takie, z którymi czujemy się najlepiej - bez lęku, nienawiści, poczucia wstydu, rozpaczy itd.
Reasumując Wilku - sam brak możliwości poznania obiektu i udowdnienia, iż jest on bytem prawdziwym - nie przekreśla możliwości jego istnienia. Zasady probabilistyki są nieubłagane i dlatego z dużo większą dozą prawdopodobieństwa obecnie możemy stwirdzić, że istnieje raczej coś niż nic. Implikacje tego stwierdzenia są chyba dla wszystkich jasne - Prawda istnieje i zdradza nam swoje oblicze, ponieważ gdyby było inaczej nasza egzystencja pozbawiona byłaby sensu. Nie mówię teraz o tym, że wynik tych rozważań implikuje istnienie Boga. Otóż nie - wynik tych rozważań implikuje zasadność takiego postępowania, które przynosi nam korzyść w postaci stabilizacji emocjonalnej, co zapewnia nam rozwój. Miłość buduje - nienawiść rujnuje. Jeśli już istniejemy, to bytujmy w sposób jak najbardziej dla nas korzystny, czyli postepując zgodnie z nasza naturą.
]No to old spirit. Konkretnie. Wierzysz w banialuki K12G czy nie. Odpowiedz jasno, bez uciekania w teoretyzowanie. tak czy nie?
Konstruujesz pytanie w sposób, który wymusza negatywną odpowiedź, ponieważ nikt nie chce uchodzić za idiotę (no, chyba tylko idiota). W swoim pytaniu zawrłeś swoje przekonanie dotyczące wartości informacji, które K12G przekazuje w internecie, nazywając je banialukami. Więc jeśli są to banialuki - oczywiście moja odpowiedź będzie brzmiała
nie. Ale żeby się na nią zdecydować, muszę przekonać się, iż rzeczywiście są to banialuki, jak na razie bowiem informacje te nie przedstawiają takiej negatywnej wartości. Nie mogę odpowiedzieć ani twierdząco, ani przecząco - jak już nadmieniałem - prezentowany materiał zawiera w sobie zbyt małą ilość danych, by naprędce konstruować jakieś w miarę obiektywne wnioski. Wciąż zachowuję dystans i ostrożność. Jestem człowiekiem, który nie jest za bardzo skłonny pokładać wiarę w cokolwiek, dlatego nadmieniłem, iż uważam ateizm za najbardziej zdrowe podejście, a sam mam skłonności agnostyczne z naleciałościami ateistycznymi
Nie cierpię myślenia ad hoc, apriorycznych założeń i argumentacji w stylu - nie i amen, bo tak, bo nie chce mi się w to wierzyć, itd.
napisał:
No to old spirit. Konkretnie. Wierzysz w banialuki K12G czy nie. Odpowiedz jasno, bez uciekania w teoretyzowanie. tak czy nie?
Jak móglby nie wierzyć swojej siostrze z sekty?
Tutaj właśnie pojawił się jeden z elementów, który wywołuje u mnie odruch wymiotny. Jak ja nie cierpię tego rodzaju infantylnej i małostkowej retoryki. Moher - jeśli chcesz być prowokacyjny wysil się troszkę, bo to, co zaprezntowałeś jest mierną próbą apriorycznych założeń przy współudziale wydobywania argumentacji z czeluści niebytu, a wszystko majaczy w oparach absurdu.
Pozdrawiam