Ostatni konkretny pojedynek gigantów w kinie był wtedy, jak King-Kong się bił z Godzillą, ale to był film z lat 60. Skończyło się remisem.
Kasowe pojedynki filmów w stylu "Gwiezdnych wojen" i "Spider-Mana" też się na ogół kończą remisem bo parę milionów mniej lub więcej różnicy nie czyni. Zwłaszcza, że film zarabia na siebie nie tylko w trakcie pierwszego tygodnia wyświetlania w kinach, ale też później poprzez rynek wideo, DVD, zabawki dorzucane do zestawów w McDonaldach. Jak zwykle w wypadku podobnych "pojedynków", wygra ten, kto więcej wyda na promocję i reklamę, ewentualnie w bardziej konkretny sposób odwoła się do sentymentów widzów. Największe przeboje ostatnich lat to filmy bazujące na sentymentach a) fanów "Gwiezdnych wojen", b) fanów komiksów ("Spider" & co.), c) fanów Tolkiena, d) fanów "Harry'ego Pottera". Robienie filmów dla różnej maści fanów jest bezpieczne i opłacalne, bo fani zawsze pójdą na takie kawałki, choćby z ciekawości, i ja sam wybiorę się na "Terminatora 3" bo lubię dwie pierwsze części. Właśnie ten film ma szansę na największy sukces kasowy, bo 1) Terminatora dawno nie było na dużych ekranach a jego fani są liczni, 2) wielu ludzi rozczarowało się "Dwoma wieżami" i entuzjazm ogółu w oczekiwaniu na "Powrót Króla" nieco przygasł. Niemniej fakt, że w dzisiejszych czasach robi się niemal wyłącznie filmy dla fanów, nie świadczy dobrze o sytuacji kina.
Jeśli o mnie chodzi to najbardziej oczekuję ekranizacji komiksu "Watchmen", której produkcja niedawno ruszyła - chociaż jestem przekonany, że będzie to niewypał. Ale coż, jestem fanem. I co można na to poradzić, skoro mimo sprzeciwu jaki dyktuje rozsądek i sumienie samemu tkwi się w kleszczach tego marketingu, który wydaje się jedyną siłą napędową współczesnego kina?