P.S. Skoro o nagrodach była mowa, nie można nie wspomnieć, że były przyznane również osobom, które zajęły 4,5 i 6 miejsce (i to kilkadziesiąt kredytów na łebka) .
Toteż wspomniałam, panie!
To ja opiszę moje bitwy
1. bitwa - Rozpustny Szlachcic - Sykstus i bolsowe szczury
Tak, tak. Sykstus powitał nas rano straszną wieścią, że mu WH zaginęli. Bols poratował go szczurami, bo do początku turnieju banda WH niestety wciąż była na liście zaginionych, na szczęście znalazła się po 2 bitwie. Toteż Sykstus z ratingiem 96 dostał najniższy rating, czyli Karnawałek, zgadnijcie czyj, tak, moje 81. Bitwa była niedługa, dość przyjemna - wyrąb kultystów na całego, i choć miałam strasznego pecha w rzutach [WP jej, WP panie sędzio, klnie jak ten szewc!] to wspominam to bardzo dobrze. Niestety, choć kultyści zatrzymali na chwilę szczurki, to i tak mnie dopadł szczuroogr, a moi słynni brutale jak zwykle nie zdali strachu
Bitwa skończyła się moim pierwszym routem, którego oblałam, co lepsze, wodza już nie było, więc zdawałam na demonach i rzuciłam 11
Strat zero. Kupiłam sobie 4 nurglingi
2. bitwa - Opary Rozkoszy [chance encounter] - Tomek Ulanowski i Middenheim
13 Middenheimerów na 13 Karnawału wśród narkotycznych oparów. To się mogło skończyć różnie, ale że w chance encounterze zwykle to ja masakruję, to byłam strasznie zadziwiona, jak Middenheim sobie radził. Fakt faktem, że oberwałam ostro z blunderbussa
co mnie mocno przetrzebiło, ale też miałam bardzo odporny Karnawał, bo tylko raz jeden ludek dostał efekt od oparów. U Tomka natomiast było fajnie, bo chyba 3 czy 4 razy ludki dostawały -1 do wszystkich charakterystyk
a mimo to Middenheim mnie pokonał. Poddałam się, bo polubiłam moją trupę cyrkową i nie chciałam restartować, a miałam jeszcze jednego herosa na polu bitwy. Również poddałam się, bo kilka stołów potrzebowało sędziego
Strat znów zero. Po zarobieniu potwornej ilości kasy postanowiłam oszczędzać na wózek.
3. bitwa - Skarb Rozpustników - para największych rozpustników polskiej sceny Mordheim
czyli ja i Bols z WH.
Bitwa krytyczna, kiedy niezauważana do tej pory frustracja [nie przegranymi, tylko natłokiem zajęć i pogarszającym się stanem kręgosłupa] przerodziła się w smutek i agresję. O skarbie w ogóle nie było mowy, nie ze mną te numery, za długo razem gramy i za dobrze się znamy, by dać radę jeszcze skarbu szukać, to już są szachy, nie bitewniak
Bols przesiadł się wtedy z O&G na WH Sykstusa, którzy się właśnie znaleźli i choć nie miał soulfire'a to mnie palił i walił jak dziki
Mordowanie było dzikie, niestety nawet nie udało mi się go zroutować, jemu mnie za to tak. Co prawda wściekła próbowałam mu wydrzeć tych parę punktów z remisu, ale 5 minut przed upływem czasu niestety był rout.
Straty: jeden nurgling. Kupiłam jednak wóz, hahaha
i kolejne nurglątka
4. bitwa - Grzeszna Dzielnica [occupy] - Konrad i moi Undeadzi.
Tego pana polecam, z tym panem lubię grać. I nie dlatego, że wygrałam, bo niecierpliwie czekam, aż mnie Konrad ogra. Po prostu jest to jeden z najsympatyczniejszych i najbardziej uprzejmych ludzi, jakich poznałam w mojej "szkółce niedzielnej" Mordheima
Sama przyjemność, sama radość. A ja naprawdę polubiłam occupy! Miodzio po prostu
Chyba najlepsza bitwa
Jej świetności dopełniła super świątynia komorowska, stojąca na środku [cholerstwo waży kilka kg ale jest piękne!]. Miałam fajne przejścia z wózkiem - przez kilka tur jeździł między przeszkodami i usiłował wykręcić na wolne miejsce, ale bez skutku [już wiem, czemu nigdy nie zrobię prawa jazdy], lecz się w końcu udało i wjechał w grupkę dregów i ghuli. Kupki zajmowały domki i niespecjalnie z tego powodu cierpiały, a reszta pruła naprzód. Po zajęciu 2 domków przeze mnie i jednego przez Konrada [rozjuszony ćpun zabił mu jednego kolesia w tym drugim, więc był pusty] największa rzeźnia rozegrała się w świątyni. Nurgling, dwaj brutale, mistrz i błazen przeciwko wampirzycy i ogrzycy... masakra na kilka ładnych tur. Wampirzyca miała jeszcze uzdrawiające ziółka [i kto tu mówił, żebyśmy tego nie uściślali, bo nikt nie kupuje, co?
], ale i tak ją wykończyliśmy. Jakimś cudem! Budynek był nasz. O ostatni [ten ze zwycięskim ćpunem] toczyła się walka obok, ale wymiana materii trwała do ostatniej rundy i nie zdążyłam niestety zająć. Konradowi na polu bitwy został tylko nekroś, który rzucał Spell of Doom, ale bez skutku, niestety. Wygrałam, zajmując 3 domki.
Straty: jeden nurgling. Dopchałam bandę do 17 na 8 nurglingach i szambowozie
5. bitwa - Szaleństwo, Chaos i Łzy - znowu para największych szaleńców, czyli ja i Bols z O&G.
Bols po raz 3 zmienił bandę, znów O&G, wersja PG-masowa na 17. Bitwa była szybka i w zasadzie bezbolesna dla mnie. Demonetkami zajęły się nurglątka, nurglątka też zasmrodziły na śmierć bossa, PB zrobił zupę pomidorową ze squigów. Gladiator Tomka zabił maga, więc tylko 4 demonetki gościliśmy na polu bitwy. Tomek poddał się, jak tylko zdjęłam mu ponad 25%, bo nie chciało mu się grać i był zmęczony, podobnie jak ja zresztą, więc jego decyzję przyjęłam z ulgą - sędziowanie i granie jest męczące i bolesne, choć daje satysfakcję, mimo wszystko. Ale dobrze było odpocząć.
Efektem były 24 pkt. w końcowej klasyfikacji, co mnie bardzo cieszy i dziękuję wszystkim moim przeciwnikom za grę! Było super, tylko tak dalej
P.S. O, zdjęcia są! Super