Obejrzałem drugi sezon Fate/Zero i jestem bardzo zawiedziony, zwłaszcza jak go porównam do poprzedniego.
Przede wszystkim nie było porządnej rozróby. W pierwszym sezonie walki Saber z Lancerem, Kiritsugu z Archibaldem były naprawdę kozackie i zapadały w pamięć. A jak się pojawił Berserk... to dopiera była rzeźnia. Natomiast w drugiej części potyczki między sługami i magami były rozczarowująco słabe. Ba nawet lokacje gdzie dochodziło do rozstrzygających potyczek były nieprzyzwoicie wręcz kiepskie:
Co to kurna jest za pomieszczenie? Kasy na wykończenie zabrakło? Lenistwo? Czy to seryjnie jest oprawa godna jednego z najważniejszych w serii starć?
Saper ostatnią walkę też stoczyła w ciemnym i pustym podziemnym garażu
.
Po drugie - za dużo WTF? Np.:
- Zmiana wyglądu i właściwości motoru przez Saber.:
Skąd Saber ma taką moc? Takie coś bardziej pasuje do klasy raidera. Czy w taki sam sposób może dokonać upgradu dowolnego pojazdu np.: czołgu, myśliwca, lotniskowca i nadać mu nowy hiper super wygląd, tylko po to by móc wyprodukować nową linię zabawek?
- Zdolność transformacji Berserka jest równie mocno naciągana. W ogóle nie pasuje to do tej klasy i to tego konkretnego jej przedstawiciela.
- itd. itp.
Dodatkowo:
Przeszłość Kiritsugu jest bzdurna i naiwna.
Zdecydowanie za łatwo przyszło mu ukatrupienie ojca.
Końcówka jest równie bzdurna.
Jedynym plusem drugiej serii był Lancer i dzięki niemu Fate/Zero sezon 2 dostaje u mnie aż 4/10.