Niezłe.
Nie jestem fanem, właściwie prawie nie znam serialu.
W sumie film mi się podobał (wersja z napisami oczywiście), miło spędzony czas.
Spodziewałem się czegoś "ostrzejszego". Się naczytałem że Simpsonowie to taka satyra na wszystko, żadnych świętości itp. itd. A to jest takie dość grzeczne kino. A że "goły" (to za mocne słowo) Bart i f**k Simpsona to wielka rewolucja na którą nie można było sobie pozwolić w tv? No to chyba ja jednak trochę inaczej rozumiem niepoprawność polityczną. No i jednak ogólna linia fabularna nie odbiega od schematu filmu familijnego, nawet jak pewne sceny Homer "psuje" swoją głupotą, to już w tym najważniejszym momencie jest tak jak bywa zwykle. Spodziewałem się czegoś w rodzaju filmów tria ZAZ, że nawet w takich chwilach będzie jakiś gag
Humor "homeryczny" bardzo fajny, zależy od nastawienia przy seansie ale można się nieźle porechotać
No ale z tym "głębszym humorem" satyrą na amerykańskie społeczeństwo, to już trochę słabiej, owszem uśmiech się kilka razy pojawia, ale nie jest to nic odkrywczego (np: że prezydent głupi i nie czyta rozporządzeń, że rząd kłamie i podsłuc**je obywateli)
Najbardziej się porechotałem w kościele. Najpierw jak słychać głosy zbliżających się Simpsonów, a później Homer błyskawicznie zmienia orientację i częstuje obecnych "peace be with you").
Druga najlepsza scena i najlepszy rodzynek tego "społecznego" humoru (choć to akurat nie odnosi się chyba tylko do Amerykanów) - gdy za kilka minut ma nastąpić koniec świata i reakcja ludzi z kościoła i ludzi z baru
Kilkusekundowe mistrzostwo!
Nie no, ogólnie fajnie, podobało mi się, tylko naprawdę, chyba za dużo się naczytałem, bo nastawiałem się na coś bardziej "niegrzecznego"
(tym bardziej że nawet główny wątek - to co wydawało się, że będzie kpiną z ekologii i Ala Gore'a - tak naprawdę jest tylko delikatnym prztyczkiem i koniec końców pochwałą tejże ekologii)
Edit:
w recenzji uważam zdecydowanie za przesadzone te ochy i achy nad zjadliwością i sarkazmem. (
"Film gwarantuje wysoki poziom sarkazmu i odpowiednią zjadliwość historii"). No ale jak autor uważa że sam fakt że Schwarzenegger jest prezydentem ośmiesza Waszyngton (
"Matt Groening ośmiesza waszyngtoński establishment, ustanawiając prezydentem USA, samego Arnolda Schwarzeneggera") to nic dziwnego. Może nie zauważył że już drugą kadencję zajmuje jeden z najbardziej prestiżowych gubernatorskich stołków. A prezydentura to mogła być dobrym żartem 15 lat temu w "Człowieku demolce", teraz to ot, takie sobie political fiction