Czas chyba najwyższy na jakąś relację, zwłaszcza, że nikt inny się nie pokusił.
Przede wszystkim - chyba trudno znaleźć lepszą lokalizację dla tego festiwalu. Wrocław jest pięknym miastem, ma bardzo przyjemną atmosferę, a wszystkie miejsca związane z festiwalem były niedaleko od siebie.
Po drugie, po tym festiwalu chyba zawsze pozostaje niedosyt. Nie obejrzałem conajmniej tuzina filmów, które chciałem. Olałem te, dla których widziałem szansę na obejrzenie gdzie indziej, np. "Droga do Guantanamo", "Szef wszystkich szefów" czy tez "Transylwania", ale i tak zabrakło mi czasu, no i zaparcia, aby obejrzec czterogodzinne "Potosi - czas podróży", które wygrało konkurs, no i więcej niz "Henry Fool" Hartleya, co się nie mogło udać. Na Hartleya startowaliśmy trzy razy, zawsze przynajmniej 1,5 godziny przed seansem ustawialismy sie w kolejce, a udalo sie wejsc jedynie raz... W sumie obejrzałem (dłuzsza chwila na kalkulację) 29 filmów, czyli średnio 3 dziennie. Resztę czasu zabrały obiady, towarzystwo Stormcrowa & co., no i biwakowanie do 2 w nocy niemalże codziennie.
Opisywanie każdego filmu mija się z celem, zwłaszcza, że pewnie większość będzie całkowicie poza festiwalem nieuchwytna.
Jeżeli chodzi o najlepsze, jakie widziałem, to (w losowej kolejności):
1) Irina Palm - przezabawny film, w formie komedia, z treści dramat. Pokaz był wielokrotnie przerywany brawami. W roli głownej Marianne Faithful (nawiasem mówiac grala tez koncert pierwszego dnia, całkiem klawy). "Łokieć penisisty" to chyba najlepszy tekst filmowy całego festiwalu. Dobry tez byl dialog z uroczym alfonsem: ""hostessa" to eufemizm - a co to znaczy? - ja tez nie wiedzialem, mój prawnik mi wytłumaczył". Spoilerować nie będę, może ktoś ten film jeszcze uświadczy, ja polecam gorąco.
2) To właśnie Anglia - po poleceniu przez turboguru Kormaka nie mogłem przegapić. Film nakręcony przez samouka w oparciu o jego wlasne doswiadczenia wyniesione z uczestnictwa w ruchu skinheadów. Od strony formy - nie ma się do czego przyczepić, wrecz zachwyca. Bardzo zabawny na początku, wzruszający pod koniec, z kapitalną muzyką przez cały film. Opisał go juz Kormak, więc nie będę dublował.
3) AFR - film paradokumentalny. Fikcyjna historia o morderstwie duńskiego premiera opowiedziana dzięki manipulacji materiałami archiwalnymi i wypowiedziami polityków. Bardzo ambitny i dobrze zrealizowany pomysł, dobra muzyka, wciagajaca fabula. Film skłania do myślenia, zwlaszcza, ze widz zaczyna myśleć wg logiki filmu bez wzgledu na to, czy zna fakty czy nie.
Przyjemna byla tez rozmowa z rezyserem, ktory opowiadal o swoich perypetiach podczas produkcji filmu.
Nie zdziwila nikogo salwa śmiechu na sali, gdy rzucono pytanie, dlaczego taki film nie móglby powstac w Polsce.
4) Pożegnanie Falkenberg - film kontrowersyjny, bo budził skrajne emocje, spora część widowni wyszła podczas seansu. Dla mnie perełka, zresztą dla dziennikarzy Polityki także.
Melancholijnym klimatem przypominał mi United States of Leland, tylko, że to inna historia i opowiedziana innymi środkami.
Piękny, urzekający film o tęsknocie za dzieciństwem, młodością. Pokazuje wady, ale też i urok mieszkania na skandynawskiej prowincji. Kulminacyjna scena filmu wrecz wgniata w ziemie. Nakręcony bez technicznych fajerwerków, kameralny, ze świetną muzyką.
5) Czarne złoto - dobry dokument pokazujący ciemną stronę kapitalizmu, a konkretnie niuanse rynku kawowego. Głos zwolenników alterglobalizmu, pozbawiony niepotrzebnej moralizny.
Zastanów się poważnie, nim następnym razem napijesz się kawy.
6) Persepolis - film animowany o przemianiach obyczajowych i politycznych w XX wiecznym Iranie. Balansuje na granicy komedii i dramatu. Bardzo dojrzala i godna polecenia opowieść.
7) Dziesięć czółen - po tym filmie stałem się zdecydowanym zwolennikiem kina narracyjnego. Niezwykły film opowiadający o aborygenach 1000 lat temu, którzy z kolei opowiadają historię o swoich przodkach. (filmowa matrioszka). Świetnie dobrany narrator. Nie sądziłem także, że uśmieje się na filmie, ale trudno inaczej zareagować na tekst w rodzaju: "nie ufam mężczyznom z zakrytymi penisami".
Tajemnica Aleksandry - reżysera "Dziesięciu czółen". Świetny, zaskakujący, zresztą wyświetlany już w Polsce. Polecam gorąca, nie warto zdradzać treści.
9) Gość życia - ciekawy formalnie (chociaż boję się tego określenia, bo zazwyczaj oznacza, że filmu trzeba unikać jak ognia) film opowiadający historię węgierskiego językoznawcy, który wyruszył do Tybetu w celu odnalezienia korzeni jezyka i kultury wegierskiej. Fabula jest opowiada poprzez animację, klimat podróży Wegra zas przez piekne zdjęcia Himalajów, Tybetu i buddyjskich rytuałów. Zdjęciom towarzyszą deklamowane w 13 językach teksty m.in. Księgi Śmierci. Efekt porażający.
10) "Ogrody jesienią", "Świadkowie" i "Zawsze piękna" - kilka perełek kina, które ze względu na klimat mógłbym nazwać kameralnymi. Przyjemne, cieple opowiesci. Tylko dla ludzi, ktorym odpowiada atmosfera sączenia wina i jesiennego ogrodu.
Wyszedłem tylko z jednego filmu - "Poza tym", jeden uważam za gniota straszliwego, tj. "Samotność", no i w sumie zawiodłem się na "Control". Filmu nie mogę oceniać źle - juz za samą muzykę Joy Division, ale jak dla mnie za wiele było w tym miłosnych perypetii, a za mało dramatu samotnej, nadwrazliwej jednostki. Film powinien paraliżować smutkiem, a w sumie oglądamy jedynie historię rockowego muzyka rozdartego miedzy zona i kochanka, tyle, ze w czarnobialej szacie i z kapitalna muzyka.
Ale film ma tez atuty - wszystkie utwory Joy Division grane były przez aktorów i wypadło to naprawdę świetnie.
Wybieram się za rok, co tu dużo mówić!