Nie powiem tu niczego, co wcześniej nie zostało już powiedziane, zawsze jednak miło ponabijać sobie posty.
Po przeczytaniu niezwykle entuzjastycznej recenzji we wspomnianym "P" (nigdy więcej sugerowania się opiniami prasy niefachowej!), mimo odwiecznej nienawiści do pana Ostrowskiego (tu wychwalanego pod niebiosa), zdecydowałem się na zakup tego dzieła. Jako dziecko XXII wieku
nie miałem szans na choćby pobieżne przejrzenie "Pantofla" (co uchroniłoby mnie od zmarnowania całkiem sporej ilości kasy), ponieważ wszystkie komiksy zwykłem zamawiać przez Internet. Paczka doszła, rozszarpałem ją natychmiast, oczekując Najwspanialszego Komiksu W Polsce (czego oczekiwałem po owej recenzji), z wypiekami na twarzy zabrałem się do czytania pierwszego tomu "Nadzwyczajnych" i już po kilku stronach poczułem, że zostałem przez kogoś okrutnie oszukany. Zarówno scenariusz Wojdy (którego do tej pory barzdo ceniłem za "Mikropolis" i "Rasę"), jak i rysunki Ostrowskiego (którego z kolei zawsze uważałem za beztalencie i człowieka wypromowanego przez "kolesi") są
żenujące. Nie wiem, kto pozwolił na wydanie tego komiksu (sądziłem, że w Mandragorze obowiązuje jakakolwiek selekcja), ale pewien jestem, że uczyniłby on ogromną przysługę całemu światu, gdyby tego zabronił i najlepiej od razu spalił kartki z oryginałem
.
Historia w "Pantoflu" jest do bólu banalna i całkowicie pozbawiona "mięsa" - duuuży minus dla pana Dennisa w moim prywatnym rankingu. Lepsze scenariusze do swoich komiksów układałem, gdy miałem jakieś dziewięć lat.
Natomiast rysunki... Koszmar. Tragedia. Obrzydliwość. Sama kreska Ostrowskiego zawsze jakoś mnie denerwowała (jak pisałem na Wraku, jego rysunki z jakichś przyczyn przypominają mi cliparty), natomiast fotoszopowe "efekty" (choćby to paskudne "rozmycie" na którejś z pierwszych stron) są tu gwoździem do trumny. Być może ten człowiek nadaje się do ilustrowania książek (choć, przyznaję, na oczy nie widziałem książki Masłowskiej), ale tego rodzaju styl jest - wg. mnie - niedopuszczalny w przypadku komiksu. O kolorkach nie wspomnę.
Choć minęło już sporo czasu od pierwszego (i ostatniego) czytania
"Pantofla", wciąż nie mogę otrząsnąć się z obrzydzenia. I z pewnością nie byłbym tak zniesmaczony, gdyby nie dziwny szum czyniony przez media wokół tego komiksu.