Byłem w sobotę na "Katyniu". Oczywiście poszliśmy na to całą niemalże szkołą. Sala kinowa była pełna, a średnia wieku widzów wynosiła około 19-20 lat (zgadnijcie, dlaczego
). Film był, przynajmniej dla mnie, nudny. Nie jestem stworzony do oglądania filmów mających za zadanie wywoływanie jakichkolwiek refleksji. Zresztą, wątpię, żeby "Katyń" u kogokolwiek wywołał jakieś refleksje. Chwilami starałem się być poważny i "wczuć się w klimat", ale kolega, który siedział obok mnie, mi nie pozwalał. Najpierw stwierdził, że skoro nauczyciele piją kawę, to on zje batonika (tak też uczynił)
, następnie stwierdził, że jedna z bohaterek (Anna bodajże) cały czas chodzi w tej samej sukience. Nie darował sobie też komentarzy w stylu "Ojej. Tadzio nie pójdzie dzisiaj do kina"
. Właściwie jedyna scena, która zrobiła na mnie wrażenie, to scena mordowania oficerów w Katyniu (nawet wyżej wspomniany kolega się podczas tej sceny uciszył). A kiedy po filmie leciały napisy bez muzyki, a na sali panowała grobowa cisza, po prostu chciało mi się śmiać (nie wiem, dlaczego). W pewnym momencie o mały włos nie parsknąłem. I tak sobie siedzieliśmy i siedzieliśmy... i siedzieliśmy... W końcu moja klasa przerwała ciszę i pierwsi zaczęliśmy wychodzić. Reszta sali nie czekała na dodatkową zachętę
. Jedyna myśl związana z tym filmem i dręcząca mnie do dzisiaj brzmi: "Po kiego grzyba wydawać kasę, aby obejrzeć w kinie film, który można spokojnie obejrzeć w TV?".