"Agora"
Przede wszystkim... Nie wydaje mi się, żeby ten film był antychrześcijański, wbrew temu, co ludziska gadają. Chrześcijanie z początków średniowiecza robią tutaj raczej za pewien symbol fanatyzmu i zbiorowego obłędu. To film wymierzony we wszystkie religie, a raczej popularne "sposoby" wyznawania tych religii. Zresztą, wszystkim jakoś umyka, ze poganie i Żydzi nie są tam przedstawieni jako niewinne owieczki mordowane przez wyznawców Cyry... tfu... Chrystusa. "Agora" pokazuje nam świat, gdzie antycznych wartości i kultury broni się za pomocą noży i kamieni, a nie wzniosłych przemów i jakiegoś darcia szat przed drzwiami biblioteki Aleksandryjskiej. Nie ma tu podziału na złych chrześcijan i dobrych niechrześcijan. Wszyscy są wredni. Podobało mi się trochę to odarcie chrzescijaństwa z mistycyzmu. Zamiast dużych dzieci o miłych buziach, z rozwianymi włosami słuchających sympatycznych pulchnych kaznodziei mamy tu dziki motłoch z krzyżami w łapach. Zamiast cudownego chodzenia po wodzie mamy cyniczne chodzenie po ogniu. BTW, ten fragment z chodzeniem po rozrzażonym węglu szczególnie mnie rozbawił. Aż dziw, że nikt z słuchaczy nie wpadł na to, że tak to sobie każdy może pochodzić i cudów do tego nie trzeba.
Moim zdaniem, ten film może być bardziej na czasie, niż wydje się na pierwszy rzut oka. Mamy tu młodą religię niszczącą, bądź co bądź, zachodnią cywilizację rzymską. Na teatr zdarzeń twórcy wybrali Egipt, przypominający nieco pod względem klimatu i przyrody przypominający Bliski Wschód. Wydaje mi się, że z rozważań na temat fanatyzmu ogólnie, film schodzi trochę w stronę prób przewidywania, co też może nam przynieść ekspansja bardzo podobnej pod względem merytoryki do wczesnego chrześcijaństwa religii, o której obecnie bezpieczniej jest tego typu filmów nie kręcić. Przynajmniej wprost.