To nie jest w sumie film "beznadziejny", ale myślę, że warto osrzec wszystkich, którzy zamierzają się na to wybrac do kina.
2012Jeśli spodziewacie się epickich, przearcygenialnych efektów specjalnych, to... niestety, w filmie są w sumie dwie-trzy sceny w których efekty rekompensują defekty scenariusza. Emmerich spieprzył sprawę. Zrobił drugie "Pojutrze", tylko, że gorsze. I przyznam, że kompletnie tego nie rozumiem, bo wydaje mi się, że skoro ktoś robi film o czymś takim, jak koniec świata, to przynajmniej dla przyzwoitości powinien zainwestować w co najmniej zjadliwy scenariusz, wstawić do filmu kilka dobrych, niewymuszonych dowcipów, ze dwa dobre dialogi i charakterystycznego głównego bohatera.
A już na pewno wypadałoby, żeby ten koniec świata nie tylko nazywał się "koniec świata", ale tym końcem świata naprawdę był.
Niestety. Efekty jakieś mało powalające (na ekranie ciągle setki jakichś machających rękami punkcików wpadają do głębokich dziur- nie wiem, w jaki sposób to miało poruszyć widza), choć pod względem technicznym są bardzo dobre. A reszta jak to w innych filmach tego reżysera. Poza patosem. Patosu było jeszcze więcej niż z reguły, a że dowcipy czerstwe, to nijak tego patosu nie niwelowały. I jeszcze jeden niuans: biali patrzyli tylko na to jak zarobić, a murzyni i hindusi ratowali świat. W filmie było tylu mdłych czrnuchów wygłaszających śmieszne mowy, że z miejsca stałem się rasistą.
To jakieś apogeum kryszysu współczesnego kina rozrywkowego. Film o apokalipsie, którego seans ani na chwilę nie wywołuje u widza przygnębienia. Ani na chwilę nie skłania do żadnej refleksji. Skandal.
Ale wyżej wspomniane 2-3 sceny na serio były swiatne. Zwłaszcza pierwsza ucieczka samolotem. I arki były dobrze zrobione.