"The limits of control"* - Jima Jarmusha. Tajemniczy facet otrzymuje tajemnicze zlecenie od tajemniczej organizacji dotyczące innego tajemniczego jegomościa. Co jest pretekstem do dwugodzinnego snucia się po uliczkach pocztówkowych miasteczek, kontemplowania sztuki nowoczesnej, mieszania kawy, gapienia sie na śliczne panie w designerskich ciuchach oraz wysłuchiwania sentencji w rodzaju: "życie jest garstką popiołu", "człowiek to zbiór molekuł wirujących w ekstazie", etc., etc. Na pierwszy rzut oka: Jarmush, podejrzane kontrakty, filozofia Wschodu, przychodzi do głowy świetny "Ghost Dog - Droga samuraja". Skoro moglo być tak radośnie jak w wymienionym przypadku, to dlaczego jest tak beznadziejnie? Ano "Pies" miał ironiczną fabułę, a nie był ino zbiorem przydługich, ładnych scen, w których żurnalowe piekności bez większego zaangażowania deklamują tajemnicze mądrości Bliskiego Wschodu. Film fabularny to jednak coś więcej, niż ruchome obrazki. Choćby i one śliczne były i filozoficzne.
*zaraza wie, czemu dystrybutor nie przetłumaczył tytułu. Pewnie tak jest bardziej trendy i intelektualnie.