znając życie tłumaczenie będzie napisane zwykłą polszczyzną (gdzie czasy, kiedy tłumaczowi chciało się język stylizować?), co jednak sporo klimatowi odejmuje. dlatego w takich przypadkach nawet nie rozważam zakupu polskiej wersji.
najgorszym przykładem takiego morderstwa języka oryginału, jeśli chodzi o niedawno wydane komiksy, jest New York Eisnera, który aż kipi od makaronizmów, czarnego slangu, gadki nowojorskiej, żydowskiej angielszczyzny itd. tymczasem polska wersja (tak samo zresztą, jak Umowa z Bogiem) jest beznadziejnie płaska, jakby chodziło po prostu o przełożenie tego, co po obcemu na nasze. a przecież to jest kolekcja "ekskluzywna", tu można było się przyłożyć.
dlatego polskich wydań kupuję już tylko niezbędne minimum i prawie wyłącznie przekłady z języków, których nie znam, np. z portugalskiego, ale patrząc na tę polską wersję też mnie szlag trafia, że nigdy mi się go nie chciało nauczyć...