oglądamy z Knurkiem sportówkę. "Major" się toto nazywa i, jak na sportówkę przystało, grzecznie trzyma łapy od wszelakich fanserwisów czy innych "super-ekstra-oryginalnych" zagrywek. Nie ma tsundere loli, nie ma jakiegoś dziwnego poczucia humoru - ot, jest chłopczyk, jego tatuś i pani nauczycielka, która się w tatusiu z wzajemnością kocha, jest bejzbol i normalne rzeczy - ba, powiedziałabym, że in real life są lepsi gracze niż ci najlepsi na boisku (tutaj ten "megaświetny" typ rzuca 150 km/h, a w zawodowej lidze dochodzą do 200).
jesteśmy po wstępie do historii właściwej. Czuję się podle. Poryczałam się jak bóbr. Gdzie jest Nakago, żeby mnie wspierać?!
(żeby jeszcze drań nie był taki przystojny i nie miał mojego ulubieńszego seiyuu...)