Bouncer: Do piekła i z powrotem nie zawodzi! Nawet nie wiem, czy nie podobał mi się bardziej, niż wcześniejsze tomy.
a ja mam malutki problem z tym nowym Bouncerem; być może powodem jest to, że pierwszy integral czytałem daaawno temu, a teraz jakoś nie było czasu na przypominanie sobie... ale za to (na szybko) przypomniałem sobie tomy 6-7, no i właśnie...
Jakoś mam wrażenie, że te nowe Bouncery (8-9) powstawały na szybko, trochę z rozpędu, z przymusu (moze nie aż takiego, jak przy każdym kolejnym niemiłosiernym odgrzewaniu starego kotleta pt. Incal, ale jednak)
- Rozwiązania personalno-fabularne trochę
podobne do tych z poprzednich dwu części; nie chcę psuć przyjemności tym, którzy ich jeszcze nie znają, więc nie bedę wnikał w szczegóły...
Tym razem wiarygodność całej historyjki wydaje się być już tak bardzo mocno naciągnięta, że przez jej cieńką strukturę widać dosyć dobrze wiele jej hmmm niedoskonałości.
- Nie wiem dlaczego, ale najbardziej dopiekł mi fakt, że już na samym początku całej opowieści
, przewidziałem (uwaga nie czytać dalej, jeśli ktoś nie lubi spoilerów!),
kto na końcu będzie głównym rozgrywającym jej finału!
- A warstwa plastyczna? Chyba nawet lepsza niż w "naszych" pierwszych pięciu tomach, porównywalna do tomów 6-7; no i znów malutkie "ale"... czyżby nie tylko Jodorowsky się tu spieszył, ale Boucq też? A moze to drobny żarcik? W kilku kadrach możemy zauważyć, że Kulasowi, ehem,,, chciałem powiedzieć Mochowi (moczowi;)) brak nie tej nogi, co trzeba. Dobrze, że choć Boncer (na razie) ma zawsze tę samą rękę, co zawsze
* No i właśnie, trochę nie bardzo lubię, gdy tłumacz zmienia nazwy własne, imiona bohaterów, etc. Wiem, że sam tłumacz się zmienił, i być może uznał świadomie, że bezwzględnie należy przechrzcić Kulasa na Mocho (co w wolnym tłumaczeniu oznacza to samo), ale ja jednak wolę swojsko brzmiącego Kulasa. W pewnym momencie mamy też wzmiankę o Przełęczy Orła, by juz w nastepnym kadrze inny z bohaterów powiedział "Eagle Pass"; być może tak było w oryginale, ale jakoś dopełnia to w moim umyśle wrażenia pospieszności tego dzieła.
Natomiast, jeśli chodzi o jakość wydania, to nie ukrywam, że robi na mnie wrażenie, zarówno solidność okładki, jak i przede wszystkim (w porównaniu do Egmontu) jakość użytego papieru! Nowy Bouncer, położony obok nowego (3-albumowego) Blueberry'ego, robi wrażenie równie obszernego komiksu. Cena też bardzo dobra.
PS.
Tom można, jak wielokrotnie zaznaczano wcześniej, czytać bez znajomości albumów poprzednich, jednak np. nie będziemy wiedzieć, kim jest
(dla Boncera i dla postrzelonego barmana) Indianka Sakayawea
. Ale to drobny minusik, niech Was on nie powstrzymuje od zakupu i lektury nowego Bouncera, bo mimo tych kilku niewielkich "ale" (zrodzonych zapewne przez zbyt długi okres oczekiwania na ciąg dalszy...), "Bouncer" wciąż pozostaje jednym z najlepszych dokonań Jodorowskyego oraz jednym z najlepszych komiksowych westernów.