Dlaczego na różnych forach wszyscy wymieniają School Days jednym tchem z Higurashi i Elfen Liedem?
Na razie bohaterowie wchodzą ze sobą w pogięte relacje. Nie lubię takich filmów. Czekam, aż w końcu się wszyscy pozabijają. Śmierć jest jak katharsis.
Dla mnie liczy się końcówka. Nic nie szkodzi, że przez cały film działo się wszystko to, czego nie lubię, jeżeli na końcu okazuje się, że to tylko sen, względnie wszyscy giną. Dlatego strawiłem Higurashi, bo ma szczęśliwe zakończenie. To, co dzieje się na końcu Sola, też przy odrobinie wyobraźni można nazwać hepi endem.
Najgorzej jest, jak bohaterowie narobią mnóstwo zła, a na końcu nikt nie umiera i musi do końca swych dni żyć ze świadomością swojej winy.
Na wszelki wypadek w SD nie wybieram sobie żadnego ulubionego bohatera, żeby później nie żałować. Na obecnym etapie wydaje mi się, że przyczyną nieszczęścia będzie Sekai.
Do siedemnastej minuty ostatniego odcinka nie pojawia się nic, czego byś się bał i co by dało radę zryć Twoją banię.
To Ty jesteś tym, co zachęcał mnie do obejrzenia Elfen Lieda.