Po pierwsze, nie chce mi się wierzyć, że nie spodziewałeś się, iż czynnik nadprzyrodzony odegra w tej historii znaczącą rolę. Przecież znaki ku temu pojawiają się w komiksie praktycznie od początku.
Po drugie, owszem, diabeł stał za tym wszystkim, ale dlaczego miałoby to dezawuować intrygę, którą stworzył Jenkins? Moim zdaniem wykoncypował to sobie bardzo fajnie, umiejętnie myli tropy, zaskakuje, są przewrotki, a finał miażdży, bo nawet Chandler nie potrafił z taką mocą oddać osamotnienia bohatera wobec wszechogarniającego zła.
Poza tym – i tu po trzecie – diabła tak naprawdę nie ma. Są tylko ludzie, którzy go wymyślili, a wśród nich wielu takich, którzy wykorzystują ten wymysł jako alibi.