"Powrót Baxtera".
Zaskoczyło mnie, jak niezwykle krwawą opowieść nam Mistrz Wróblewski zgotował.
W sumie bohater na swojej drodze musiał położyć trupem ok. 21-23 ludzi (zależnie od interpretacji), niektórych rozstał z życiem w dosyć mścicielski sposób -
a to zostawił gościa na żer aligatorom, a to podpalił głównego badassa żywcem, wydaje się, że poświęcił nawet niewinnego poszukiwacza złota. Normalnie niczym z kina Roberta Rodrigueza
. To dosyć niepodobne do JW, wydawać by się mogło, że ktoś w tym 75 roku zareaguje na taką brutalność.
Usunięcie oryginalnych, literackich didaskaliów zaważyło na tym, że cała historia jest nam opowiedziana dosyć enigmatycznie. Nie znamy charakteru bohatera, nie wiemy, kim są dla niego przyjaciele z pierwszych stron komiksu. To czyni jego bezkompromisowe poczynania i całą jego postać jeszcze bardziej bezwzględną. Zakładam, że w oryginale mieliśmy większe szanse na zapoznanie się z bohaterem. Zastanawiam się, na ile zabiegi uwspółcześniania narracji tym razem odebrały głębię opowieści. Takie wrażenie pozostawia u mnie lektura komiksu.
Dla przykładu, wspomniany wcześniej poszukiwacz złota został przedstawiony jako postać bardziej pozytywna niż negatywna (szczególnie graficznie sprawia wrażenie człowieka raczej przyjaznego czytelnikowi). Być może w oryginalnej narracji autor pozostawił jakiś ślad, co się z nim stało, tego przynajmniej się spodziewam.
W wersji obecnej postać zostaje starta z powierzchni ziemi Jestem zwolennikiem odświeżenia w warstwie literackiej, jakiego dokonuje Ongrys, to bardzo trafna inicjatywa. Ale tym razem całość być może zbyt mocno idzie w stronę idei odchudzenia, przez co cała opowieść chyba trochę traci, a na pewno traci bohater (taki trochę madafaka z niego wyszedł, pytanie, czy aż tak było w zamyśle autora).
Graficznie Wróblewski jakiego znamy z pasków z tamtego okresu, tutaj nieco idący na łatwiznę - ciaśniejsze kadry, uboższe tła.
To dalej jest przyjemność czytać nieznane prace Mistrza, dlatego polecam lekturę do sprawdzenia na sobie. Na przyszłość chciałbym jednak odrobinę więcej narracji spoza kadru - nie ma sensu aż tak bardzo jej unikać, kiedy przez to cała opowieść traci głębię.