Serio? Dla mnie Rodryk to był jedyny słabszy tytuł. Reszta choć ramotki, to sprawiły mi mnóstwo frajdy. A już szczególnie graficznie - Vance'a znamy głównie z XIII, a to mistrz takich historycznych/kostiumowych komiksów.
a dla mnie wprost przeciwnie, Rodryk to prawie dojrzały komiks, fakt - niedokończony, i to bardzo działa na jego niekorzyść. Pierwsze epizody Ringo - totalna ramota, Ramiro - na początku niemal zachwyt, później już bardzo różnie, ale jednak przeważało znużenie. Z parahistorycznych, porównywalnych serii (które obecnie nadrabiamy) zdecydowanie wolę Vasco (i to nie ze względu na rysunki, raczej chodzi mi o treść, bohaterów, sposób prowadzenia narracji), już nawet nie wspomnę o Towarzyszach Zmierzchu, bo to klasa sama w sobie.
XIII dawno już przestałem czytać, nie mogę się wypowiedzieć, ale tomy egmontowskie mnie już skutecznie zniechęciły, na Mystery nie mam najmniejszej ochoty. Co tam panie jeszcze ostatnio mieliśmy? Marshal Blueberry... czytałem to dawno temu, rysunki całkiem przyjemne, ale opowieść jakaś taka, sam nie wiem,,, rozlazła?
Osobiście czekam jeszcze na Boba Morane'a, zdecydowanie Vance z tamtego okresu najbardziej mi odpowiada. Szkoda, że Sideca nie zaczęła od albumów Vanca, bo pierwszy integral czytałem tak długo, że zapominałem już o czym czytam.
Tak naprawdę to nie mam nic do Vance'a jako rysownika, po prostu męczący jest fakt, że jak się jakiegoś twórcy nasi wydawcy uczepią, to nie puszczą póki nie wycisną z niego wszystkich soków, choćby i tych najbardziej gorzkich. (i piszę to jako miłośnik frankofonów z lat '70/'80; kupię wszystko, co wydadzą, niestety....)
ps. wcale nie piję do Ongrysa, bardzo jestem wdzięczny za to, co nam dotychczas dał.