przecież to anime w ani jednym kawałku nie jest standardowe. Twórcy drą łacha z nawiedzonych fanek uśmiercając najbardziej seksownego faceta praktycznie na samym poczatku, drą łacha z miłośników "otoko no roman~", którzy myślą, że pokonanie bossa to jest szczyt szczytów a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie, bo pokonanie króla jest końcem roboty i można iść spać, podczas gdy prawdziwa orka dopiero się zaczyna po upadku systemu. Fragment z Rossiu był genialny, pokazywał to, czego nigdy nikt nie pokazał do tej pory - że w zderzeniu z codziennymi przeciwnościami bohaterowie czasu wojny dają ciała i tylko przez głupie szczęście im się udaje cokolwiek osiągnąć - tak samo jak zapaśnik, który potrafi wyrwać bez problemu 100 kilo padnie jakby miał przez cały dzień nosić paczki po 10 kilo. Ale nie, ludzie, którzy chcą bajkowego "ładnie się biją i wszystko jest cacy" larum podnoszą, bo Gainax ośmielił się pokazac kawałek prawdy. Ło Maryjo, jak uni mogli takie smutne i brzydkie pokazać, przecie animu to zabawa! Jak sie oczekuje bajki, to sie jest złym na Rossiu i wciska się go w najprostsze wyjaśnienie, żeby do biało-czarnego pasowało i bajeczki nie psuło i kręci sie nosem na rozpłynięcie się Ni'i.
Zakończenie pasuje idealnie do całego klimatu anime, które od pierwszego odcinka krzyczy, że nic nie jest takie, jakie oczekujesz. Zakończenie mówi: Simon, możesz być bohaterem na czas wojny, ale naprawdę dajesz ciała na czas pokoju. Wojna przynosi tylko smutek, nawet zwyciestwo nie jest końcem, ale początkiem drogi. Całe anime wbija to do głowy, że głośni bohaterowie są potrzebni, ale o wiele lepiej będzie spojrzeć na bohaterów codzienności, niz wznosić pomniki. Cóż zyskał wrzaskliwy Kamina poza wspomnieniem paru osób? Łatwo jest umrzeć za kogoś, o wiele trudniej jest dla kogoś żyć. Dlatego Simon odszedł - jeśli będzie potrzeba, powróci. Ale historia będzie pamiętać o Rossiu, nie o nim czy Ni'i.