Dobra, żeby nie wyjść na wyczuloną komiksową pindę (chociaż wszyscy wiemy, że w każdym z nas siedzi mały fetyszysta reagujący alergicznie na najdrobniejsze zagniecenia, o naddarciach nie wspominając) wytłumaczę, skąd moje wątpliwości. Landru nie czytałem, ale dosyć uważnie przekartkowałem (już po kupnie). I widzę dwie białe strony. Z numeracji na planszach wynika, że coś w tym miejscu powinno być (naprawdę nikogo z Was nie dziwi, że Chaboute tak sobie przeskoczył numerację?), ale luz, to pewnie celowy zabieg na koniec rozdziału, pomyślałem. Tylko dlaczego, w takim razie, ten zabieg nie jest powtarzany przy każdym rozdziale? To, jak w mordę strzelił, wygląda na niezadrukowane strony. Jakbym miał możliwość sprawdzenia kilku egzemplarzy, to bym sprawdził, a nie zawracał komuś głowę. Jeszcze raz dziękuję adro, że był uprzejmy odpisać.
No, jak na chwilowy come-back, to mało efektowną tematykę poruszyłem.