Otóż to - można najeść się łyżką wazową, prosto z gara, albo nakryć do stołu, a potrawę wyłożyć na talerze. Efekt ten sam - żołądek pełny, składniki odżywcze dostarczone do organizmu - te same.
Raczej iść do dobrej restauracji, zjeść dobrze w miłej atmosferze i zapłacić odpowiednią kasę, albo iść do najbardziej snobistycznej knajpy w najbardziej ekskluzywnej dzielnicy i zapłacić kilka razy tyle za to samo, ale mieć poczucie, że się zrobiło coś więcej niż zjadło obiad.
Natomiast niektóre pozycje wydawane np. przez Kulturę Gniewu czy Hanami bardzo chętnie zakupiłbym w bardziej efektownej formie wydawniczej.
A ja się bardzo cieszę, że tak doskonałe komiksy dostaję tanio i w formie, jaką lubię najbardziej.
Jeden woli oglądać filmy na dużym, płaskim ekranie telewizora, a drugi odpala Rubina i też nie narzeka - obaj ten sam film oglądają.
Jedni poszli na Mrocznego Rycerza do Imaxa, inni kupili tańsze bilety do zwykłego kina z dużym ekranem i dźwiękiem przestrzennym. Można iść do kina w sobotę, a można i we wtorek, dużo taniej. Film jest ten sam. Inni - wolą kupić na DVD.
A ja wolę zapłacić 150 zł za dobry komiks, ładnie wydany do którego będę wracał co jakiś czas, niż za tą kasę kupić 10 głupkowatych komiksów, które przeczytam, wzruszę ramionami i nigdy w życiu już do nich nie zajrzę.
Nie kupuję głupkowatych komiksów, nie wiem, na czym polega twój problem. Na tym, że jak coś jest lepsze, to droższe? Czy na tym, że jak lepsze, to musi być lepij wydane? Czy na tym, że jak coś nie ma twardej oprawy i kredy, to jest głupie?
Wspominany Hard Boiled to komiks głupi na potęgę, pretekstowy, kretyński scenariusz. Gdyby nie rewelacyjne rysunki, to byłoby potworne gówno. Darrow uratował ten pro0jekt i dokonał cudu - z kupy zrobił coś ciekawego. Ale oprawa nie ma tu nic do rzeczy.
To, że czytam masę Batmana, to inna sprawa. Dla wielu "poważnych" i często nadętych komiksiarzy (nic personalnego), spendex to gówno i fakt. Trzeba się na nim b. dobrze znać, żeby z masy pulpy wyłowić dobre rzeczy. Ale na boga, czasem idziesz do kina na komedię z Jackiem Chanem, nie zawsze uczęszczasz na przedpremierowe seanse Katynia.
To samo z muzykę - zdarzało mi się płacić po 300-400 zł za pierwsze wydanie płyty wykonawcy, którego cenię i w życiu nie przyszłoby mi do głowy, żeby za tą kasę kupić kilkadziesiąt innych płyt z przeceny w hipermarkecie.
Ja bym wolał kupić reedycję na CD ze zremasterowanym dźwiękiem. Wyszłoby taniej. Płyty w supermarkecie, owszem, kupuję. Ostatnio kupiłem za 19 złotych jakiegoś Tarantino i jakiegoś Rodrigueza. Straszny badziew, przyznaję ci rację, latynoskie cioty.
właśnie dotknąłem sedna sprawy - im większa wartość tego co się drukuje tym staranniej się to wydaje.
Że co? Nie widzę korelacji, chyba pobożne życzenie. Mam masę doskonałych rzeczy, które, jak na złość, wszystkie mają kartonowe okładki. Mam, co prawda, Mistrza i Małgorzatę w twardej, ale akurat innego wydania nie było, jak kupowałem.
A co do poszerzania rynku - sądzisz, że gdyby "W poszukiwaniu straconego czasu wydano" na papierze toaletowym za 10 zł wszystkie siedem tomów (rolek), to więcej osób by stało się sympatykami Prousta ?
No wybacz, przykład z czapy. Proust to akurat lektura mega ciężka, a w dodatku, dla mnie osobiście, potwornie nudna.
Podobnie jak niskie ceny płyt nie spowodują, że ludzie raptem zaczną je kupować i słuchać muzyki.
Ja kupuję masę tanich płyt z Agory. Irek Dudek, trzech Waglewskich i kilka innych pozycji w cenie dla białych, a całkiem dobre.
Oczywiście, z tym, jak i z komiksami, jest jak z filmem: niektórzy lubią Allena, innym wystarcza Scott. A ja personalnie von Triera nie znoszę i nie jestem w stanie oglądać jego produkcji. Z jednym jedynym wyjątkiem.
Wszyscy moi znajomi, którzy 20 lat temu przegrywali ode mnie kasety dziś ściągają muzykę z netu. I nie kupią płyty - nawet jeśli kosztować będzie ona 10 zł, bo i te 20 lat temu nie kupili kasety - mimo, że nie były drogie.
Masz kolegów-złodziei, no cóż. Takich ludzi się nie zmieni, to fakt. Na szczęście ni wszyscy tacy są i nie ma co generalizować.
jak znam życie to za parę dni po prostu bym nie pamiętał na co wydałem te zaoszczędzone 12 zł
Jak byś tak na 10 komisach zaoszczędził, to byś sobie kupił Świat Edeny. I byś wiedział, na co wydałeś. Ja cenię sobie swoje pieniądze, te których nie przepijam, lubię trzymać na wodzy. Kupując kilkanaście komiksów co miesiąc, człowiek zauważa, że może za te same pieniądze mieć więcej, jak się zakręci. A więcej komiksów to zawsze lepiej. Nie powiesz mi, że lepiej mieć mniej komiksów, niż więcej.
Argumentu lepiej mieć mniej dobrych niż więcej złych nie przyjmę. Staram się kupować z głową. Więcej nie znaczy gorzej. Mówię oczywiście o merytoryce, nie o tym, czy coś ma oprawę z wieka trumny świętego Wawrzyńca.