To ja może kilka słów o dwutomowej "Muzyce Marie". Już dawno nie miałem tak ambiwalentnych odczuć po przeczytaniu komiksu. Przez większość lektury grymasiłem, i to zdrowo. Drażniła mnie dość toporna narracja, irytowali niektórzy bohaterowie, fukałem na przebijającą się czasami naiwno-pretensjonalną manierę... A potem w połowie drugiego tomu stała się rzecz niebywała – komiks nabrał głębi, zmieniła się perspektywa, a niesamowity finał spowodował, że oniemiałem. W życiu bym się nie spodziewał czegoś takiego... Dziwny, popękany komiks, ale cieszę się, że go przeczytałem.