"This Sorrowful Life" za mną i przyznam, że dawno nic mnie tak nie wciągnęło.
Mało hardkorowych rzeczy czytam/oglądam, więc 5. i 6. trade był dla mnie prawdziwym pociskiem.
Pierw przyjemniaczki z Woodbury, a potem "cięta riposta" Michonne.... ostro.
No i "oferta" Carol.... pierw mnie rozśmieszyła, ale potem wczułem się w ten schiz.
Adlard się niesamowicie wyrabia po kilkunastu zeszytach.
Później przejmuje też rysowanie okładek.
Jest lepiej niż w 2. TP. Ale nie wiem czy to kwestia mojego przyzwyczajenia czy jego wyrobienia.
Okładek Moore'a jednak nie odżałuję. Mogę zgodzić się, że jego kreska była zbyt cartoono'wa do tematu, ale okładki tworzył niesamowite....