"Laserowy Ninja" zaczyna się – no, właśnie: żeby to od jednego – od dwóch trzęsień ziemi. A potem trudno się oderwać od tej mistrzowsko prowadzonej narracji, tak wiarygodnej psychologicznie... I robi się coraz bardziej gorzko.
A mały format to jednak zbrodnia na tym komiksie. Cóż począć...
No i w życiu bym się nie domyślił, skąd ten "Laserowy Ninja"...