Sticklebacka ogląda się i czyta z prawdziwą przyjemnością. Jest humor, jest dramat, jest akcja i tajemnicy też nie brakuje. Mamy tu nawsadzane sporo rzeczy z "innych bajek", są automatony, dużo Lovecrafta, mechy, zombie, druidzi, tajne stowarzyszenia i Armia Zbawienia, pewien pan z filmu Carpentera też się znalazł. No i oczywiście tytułowy papież zbrodni i jego kamraci, których różnorodność i dziwaczność wystarczyłaby sama w sobie
(napalony pigmej
)
. Fabuła prowadzona jest z wyczuciem i nie ginie pod nawałnicą pomysłów, zapożyczeń i nawiązań. Rysunki wyglądają świetnie, zarówno różne plugastwa jak i wyrazy twarzy, gdzie trzeba jest szczegółowo a gdzie nie są uproszczenia. Przeplatanie kadrów wypełnionych szczegółami i tych uproszczonych (kojarzących mi się z wyklejankami) połączone z różnorodnym układem tych kadrów na planszach sprawia, że komiks czyta się bardzo płynnie (mnie osobiście, w większości wypadków, komiksy ze standardowym układem kadrów na każdej stronie szybciej męczą, wolę różnorodność jak tutaj i uwielbiam odjazdy Andreasa czy zlewające się "kadry" Eisnera). W albumie znajdziemy dwie zamknięte opowieści ale obie zostawiają pewne otwarte furtki i nierozwiązane tajemnice, więc czekam na więcej
. Stickleback nie skłania może do przemyśleń jak "Ballada..." Moora i pewnie nie zostanie na tyle w głowie, jednak jak dla mnie to rozrywka na wysokim poziomie.