Ciągłe żonglowanie tym co realne, a co nie i bawienie się oczekiwaniami czytelnika było świetne. Podobnie ostateczne rozwiązanie pokazujące, że to jednak są ludzie z krwi i kości, a nie 'idee' wgrane Arqowi z embrionów. Gdy Gilpatrick stwierdził, że z kolei jego świat nie jest prawdziwy prawie wyrzuciłem komiks przez okno. Potem pojawił się jeszcze jeden świat i kolejny, a ja kompletnie zwariowałem. Problem w tym, że wspomnianym 'snem' było wszystko poza kilkoma pierwszymi i ostatnimi kadrami. Życie całej obsady pomimo tego co było udziałem ich (z braku innego słowa) obrazów w głowie Juliana pozostaje takie samo pomimo tylu niesamowitych przygód. Obserwujemy ich rozwój, dojrzewanie po to by dowiedzieć się, że tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca. Jedyna postać, która w wyniku przedstawionych w komiksie wydarzeń mogła się zmienić wtopiła się w beton (oczywiście ostatecznie akceptując los jaki sobie zgotowała). Czytelnik zostaje znienacka zdzielony obuchem w potylicę na ostatnich stronach co wydaje mi się trochę nie fair. Sam pomysł z pokazaniem chęci życia w obliczu śmierci fajny, ale niekoniecznie na 18 tomów przepełnionych fantastycznymi zagnieżdżonymi w sobie/na sobie światami i tak bardzo zagmatwaną historią. Niby liczy się wędrówka, a nie jej cel, ale mam lekki niedosyt.