Kiedy zobaczyłem na Gildii
recenzję Jerzego Szyłaka dotyczącą "Ikara", pomyślałem sobie: no właśnie, już czas najwyższy wziąć się za ten komiks.
A jest to dzieło cudownej urody, takie do celebracji i rozkoszowania się. Duże kadry wypełniają je przestrzenią, a szczegółowe rysunki powodują, że ten komiksowy sen zyskuje na wiarygodności.
Hanami wydało "Ikara" z wielkim pietyzmem, praktycznie nie mam żadnych zastrzeżeń, a kilka literówek we wstępie Moebiusa i w notkach na tylnej okładce się nie liczy.
No i fajnie czyta się przekład Radosława Bolałka.
Recenzja Jerzego Szyłaka jest bardzo celna, tylko przydałaby się jej korekta, a pierwszemu akapitowi to już w ogóle powinno się zaaplikować jakieś językowe serum...
Dwa wyjątki, które mnie szczególnie ujęły:
Bo Ikar nie jest Supermanem, choć ma szereg niezwykłych mocy, stopniowo ujawnianych w trakcie rozwoju opowieści. Różnica miedzy nimi polega na tym, że Superman lata z prędkością światła po to, by wszędzie zdążyć na czas i jest strasznie zajetym człowiekiem, a Ikar po prostu jest.Ale przy odrobinie dobrej woli można w owej decyzji twórców, by zakończyć historię obrazem Ikara wznoszącego się tryumfalnie ku niebu, zobaczyć zaproszenie do uruchomienia wyobraźni i poszybowania wraz z nim. Jeśli lecący człowiek w prosty sposób symbolizuje wolność, to najbardziej logicznym zakończeniem opowieści o nim byłoby uwolnienie go z ram fabuły, która o nim opowiadała.I pytanie do wydawnictwa: Co w następnej edycji limitowanej?