Znowu spróbuję jak najkrócej.
Chihayafuru Bardzo optymistyczna recenzja Górala jakiś czas temu sprawiła, że wrzuciłem to animu do kolejki (
http://www.forum.gildia.pl/index.php/topic,31267.msg1192760/topicseen.html#msg1192760) i faktycznie okazało się, że miał rację. I o ile wielkim fanem sportówek nie jestem, tak tutaj dałem się wkręcić chyba nawet bardziej, niż przy samym
Hajime no Ippo. A przecież całość została nakreślona wokół tradycyjnej japońskiej gry karcianej, która na pierwszy rzut oka wydawałaby się najgorszym materiałem na serię sportową. Autorka jednak dokonała cudu poprowadziła całość w taki sposób, że byłem i absolutnie pochłonięty, i w samą karutę miałem ochotę też zagrać. Do tego przepiękna (i wysoka, więcej wysokich dziewcząt w animu!) Chihaya i byłem w pełni przekupiony.
9/10 Jormungand Tutaj trochę przyznam się zdziwiłem, bo myślałem, że seria będzie ciut bardziej realistyczna. Dyskutowaliście bowiem o jakichś prawdopodobieństwach przeprowadzenia danych manewrów, podczas gdy akcja z samego pierwszego odcinka, gdzie zmieniono trajektorię lotu pocisku czołgowego przy użyciu granatu, wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nijak powagi zachowywać nie muszę. I w zasadzie tym lepiej, bo seans był naprawdę lekki i przyjemny, charakterystyczny - brzydki - design postaci świeży i adekwatny, a yuri alerty, to już tylko wisienka na torcie. Solidne
8/10 Dead Leaves Zachęcony zostałem po wyczytaniu gdzieś, że maczali w tej krótkiej, 50-minutowej produkcji ludzie z Gainaxu i ci od Redline. I faktycznie, była charakterystyczna, dynamiczna kreska przesiąknięta komiksowością do granic możliwości. Cieniowanie bez użycia żadnych gradientów, liczne onomatopeje i ogólny chaos. Niestety jednak, fabularnie była to jedna wielka popierdółka. Chwilami zabawna, wulgarna, pełna akcji, ale nie ujmująca niczym konkretnym. Żadne z zastosowanych rozwiązań nie miało takiego natężenia, żeby faktycznie do produkcji mnie przekonało.
7/10 Fruits Basket Ała, ała, ała, boli. Tak jak zazwyczaj staram się selekcjonować pozycje do obejrzenia i robić research, by się szczególnie nie zawieść, tak tutaj zawiodłem. Stwierdziłem że tytuł znany, popularny i w ogóle, więc dobrze będzie znać. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że okazała się to być haremówka... Z męskim haremem. I to całkiem rozległym, bo tych wszystkich biszów z 10 przynajmniej było. Tyle tylko dobrego, że niektóre sceny komediowe były zaskakująco dobre. Toaleta wyłożona gotycką koronką i parę innych akcji autentycznie mnie rozbawiło. Niestety - maślane biszne spojrzenia i ich emocjonalne rozterki - uch, zły target.
6/10 Yuru Yuri Tutaj muszę przyznać, że przez chwilę się zastanawiałem, czy nie przeginam pały. Na szczęście wyszło lepiej, niż się spodziewałem. Luźna popierdółkowata seria z odcinka na odcinek, w naturalny sposób, wyrosła w moich oczach na naturalną (najwyższą) ewolucję wszelkich moe K-On!'ów, gdzie yuri alerty były delikatne i sporadyczne. Tutaj po prostu poszli z tym o krok do przodu, robiąc z yuri alertów element bazowy serii, budując wokół niego wszystkie głupiutkie gagi i moe-słodziaśne sytuacje. A to wszystko praktycznie bez konkretnego ecchi, po prostu na wesoło. Oglądało się naprawdę przyjemnie i szybko. Do tego rozłożył mnie abstrakcyjny pomysł, by cechą charakterystyczną głównej bohaterki było "lack of presence" i jej brak ekranowego czasu. Chętnie obejrzę sobie drugi sezon.
8/10