A ja tam jestem estetą pod każdym względem. I wiecie co wam powiem? Fansuby IMHO wypadają lepiej niż oryginalne wydania. Jeżeli zajmuje się nimi znana, wyrobiona grupka z tradycjami, istniejąca na "rynku" fansuberskim od lat, to do jakości tłumaczenia nie ma się co przyczepiać. Dodatkowo bardzo często ich tłumacze dokładają wyjaśnienia przeróżnych kulturowych różnic, które mogłyby być niezrozumiałe dla zachodniego widza. No i o wiele bardziej podobają mi się ich napisy, niż te dodawane do oryginalnych DVD. Może to kwestia szczęścia, ale nie spotkałem jeszcze żadnego oryginalnego DVD z napisami które przypadłyby mi do gustu (mam na myśli czcionkę, format i kolor). Oczywiście nie zapominam, że czasem i w fansubach trafiają się kompletnie nieczytelne napisy. Co dalej... Karaoke w piosence. Niby niepotrzebny bajer - w sumie nigdy z tego nie korzystałem. Ale w wydaniach DVD zazwyczaj mamy tylko tłumaczenie słów piosenki, zrobione tą samą czcionką co reszta odcinka. A w fansubach oprócz niego mamy także zapis w krzaczkach (jeżeli animacja oryginalnie go nie posiadała) oraz w romanji. No i jeszcze jedna sprawa: jakoś przyjemniej mi się obcuje z plikami niż z płytkami. Pliki można kopiować, porządkować, pozmieniać im ładnie nazwy, pozwalają na jakąś interakcję ze sobą. Cieszą moje oko leżąc sobie ładnie uporządkowane i ponumerowane w adekwatnie nazwanym katalogu. A płytki są takie bezduszne, można je jedynie włożyć do odtwarzacza i nacisnąć play. Nawet przewijanie jest o wiele mniej wygodne niż w fansubach.
Dodatkowo przyznam się, iż wole oglądać po angielsku niż po polsku. Owszem, biorą tutaj górę moje stare nawyki (aczkolwiek już wyleczyłem się z myślenia że anime po polsku to obciach, o ile oczywiście tłumaczenie nie woła o pomstę do nieba), ale nie tylko. Cenię sobie bowiem możliwość ćwiczenia języka angielskiego. Najwięcej nauczyłem się go właśnie poprzez oglądanie anglojęzycznych wersji anime (tak dubbowanych, jak i subowanych). Jak wiadomo język nieużywany zanika, zatem staram się wykorzystywać każdą możliwą sytuację aby mieć z nim kontakt. I właśnie dlatego mając do wyboru wersję polską i angielską zawsze wybiorę angielską, która jest dla mnie tak samo zrozumiała jak polska.
O jakości niby nie ma co dyskutować, bo formaty bezstratne jakie spotykamy na płytach DVD czy BD bezdyskusyjnie wygrywają z najlepszym nawet enkodem. A przynajmniej tak powinno być, ale nie zawsze jest - może niech Riczu opowie o błędzie w kodowaniu obrazu, jaki znalazł na polskim wydaniu Haibane Renmei. Błędzie, dodajmy, absolutnie żenującym i niedopuszczalnym w tego typu produkcie. Z fansubami mam tę wygodę, że jeśli dana wersja z jakiegoś powodu mi nie odpowiada, to po prostu szukam innej. Nikomu nie zapłaciłem i nie muszę wmawiać sobie na siłę, że to niedopracowane wydanie było warte moich pieniędzy. Innymi słowy, mam wybór.
Naprawdę, czasy kupowania wszystkiego co się pokazuje, byle tylko podtrzymać rynek, moim zdaniem już minęły. Nawet gdyby wydano u nas moje ulubione anime po polsku, to zanim postanowiłbym je kupić, przeprowadziłbym przedtem wnikliwe śledztwo mające mnie upewnić, że te wydania sprostają moim bardzo wysokim wymaganiom.
Pozostaje jeszcze kwestia moralności. No cóż, ja już od dawna uważam, że dostęp do informacji jakimi niewątpliwie są muzyka, filmy czy animacja, powinien być darmowy i niekontrolowany przez nikogo. Zatem z góry ostrzegam, że wchodzenie mi na sumienie nie zda się absolutnie na nic. Dopóki oryginalne wydania przynajmniej nie dorównają fansubom, to nie ma szans abym nawet na nie spojrzał.
Powiecie że przez takie myślenie nigdy nie będzie u nas rynku anime z prawdziwego zdarzenia. A ja na to odpowiem, że może nawet lepiej. Gdy zdobywam przy pomocy internetu dowolną rzecz (album, film) i coś mi nie pasuje w jej jakości, to po prostu ją kasuję bez względu na to czy dostępna jest jakaś inna wersja czy nie. Bo osobiście wolę nie mieć wcale, niż mieć byle jako. I to samo tyczy się każdej dziedziny mojego życia, w tym i polskojęzycznych wydań anime.