I to jest właśnie paradoks. Poza dosłownie kilkoma nowymi seriami na Blu-ray'u najbardziej skorzystały starsze tytuły. Coś, co zostało wymodelowane w komputerze, nie nabierze nagle szczegółów - będzie tylko większe i ostrzejsze. A przy starociach wszystkie te linie, które kiedyś ginęły w szumie czy zlewały się z tłem, stają się widoczne. Poza tym ręcznie nakładane kolory (na tłach), dopracowane gradienty. Inna sprawa, że nawet wśród staroci mało jest filmów tak dopracowanych jak Jin-Roh. No i nie dla każdego opłaca się zdobywać 4.5-gigowy release od Thory...
Z rzeczy bardziej przyziemnych zabrałem się w końcu za
Monstera. Kiedyś czytałem kawałek mangi, i póki co Madhouse niczego nie spieprzył. Oby tak dalej, chciałoby się powiedzieć