Skończył się Tonari no Kaibutsu-kun.
Jeżeli ktoś jeszcze nie oglądał - nie warto czekać na BD. Nie było niczego do cenzurowania, a oprawa wizualna raczej niewiele zyska w zwiększonej rozdzielczości. Ta ostatnia była prosta ale bardzo estetyczna. Dobre projekty postaci, żywe kolory, niezłe rysunki, ale kiedy człowiek się przyjrzy, łatwo znajdzie nieszkodliwe uproszczenia (np. w cieniowaniu) albo nieperfekcyjnie zamaskowane modele 3D (domy i drzewa w szerszych planach).
Dźwiękowo bardzo w porządku. Muzyczka typowa dla gatunku ale nieodstraszająca, aktorzy głosowi się spisali, a dziewczynie podkładającej głos Natsume, na razie całkiem świeżej, wróżę niezłą karierę.
Fabularnie bez rewelacji (dosyć prosty szojec o uczuciach młodzieży licealnej), ale realizacja świetna. Odpowiednio i z wyczuciem dawkowana akcja. W bohaterów, chociaż niezbyt daleko odbiegających od klasycznych archetypów, udało się wlać całkiem sporo osobowości.
Zastrzeżenia można by mieć do końcówki, czy raczej jej braku. Ot, nieposuwający akcji w żadną stronę filler. Nieszczególnie zły, ale zauważalny. Po serii widać, że to ekranizacja samego początku mango. Zdarzyło się parę ledwie rozpoczętych (króciutkie retrospekcje, pojedyncze zdania, półsłówki) wątków, z których ewidentnie w przyszłości ma wypączkować coś wielkiego, a w obecnej sytuacji znaczą nie do końca wiadomo co. Twórcy nie bawili się w kastrowanie ani domysły, co IMO rokuje na kolejną serię. Zresztą fabuła nie posunęła się jakoś szczególnie daleko, a twórcy nie próbowali za wszelką cenę zawrzeć jej w tych 13 ep jak najwięcej (co tylko wyszło serii na dobre).
Naprawdę dobry szojec pokroju Lovely Complex albo (trochę na wyrost) KareKano, tylko lżejszy, bo na razie dużo częściej zdarzał się śmiech niż dorama. Raczej wstęp do czegoś niż zamknięta całość. IMO (i w tanukowych kryteriach) między 7 z dużym plusem i 8 z malutkim minusikiem.