Przeczytałem Jokera.
I jestem rozczarowany.
Mocno.
Fabularnie jest to historia o niczym. Motyw przewodni jest odgrzewany po raz milionowy, a Azzarello chciał najwidoczniej jedynie mieć wymówkę do uwspółcześnienia Gotham City, zmieniając przy tym realia w coś w stylu "GTA: Gotham City". Owszem, jest parę ciekawych scen, fajnie napisanych, ale to za mało. W ogóle ma się wrażenie, że komiks jest niczym więcej jak zlepkiem scen bez mocnego powiązania (w końcu wcześniej miał być miniseria, dopiero później zmieniono format na OGN).
Graficznie jest za to świetnie, ale mogło być cudnie. Tzn. jest cudnie, ale momentami, gdy Bermejo tuszuje swoje prace. Gdyby komiks taki był w całości, w dodatku w stylistyce szarości, to byłoby to objawienie roku. A tak jest to kolejna solidna, rzemieślnicza robota udekorowana photoshopem.
Aha, zakończenie jest tak beznadziejne i denne, ze chciałoby się skoczyć z mostu.
Jeżeli wiece, co mam na myśli.
Joker to lektura na jeden raz. Można do niego wracać, by ewentualnie przejrzeć rysunki, ale za żadne skarby nie dodałbym tej pozycji do kanonu Batmana. Moim zdaniem lepiej wrócić do Lex Luthor: The Man of Steel, które jest innowacyjny i ma coś świeżego do zaoferowania.